jestem korpoludkiem, dobijam do 30. prace mam raczej dobrze platna, zdalna, w miare stabilna, z jakimis tam perspektywami zeby zarabiac wiecej, ciesze sie tez dobra opinia na temat mojej pracy. z wyksztalcenia jest prawnikiem, ale nie pracuje w zawodzie - kiedys szwedalem sie po kancelariach, ale juz tego nie robie, zadecydowalo tutaj wiele kwestii. dochodzimy do clue... do dzisiaj zastanawiam sie czy skret ktory kiedys zrobilem nie byl niewlasciwym wyborem. moja oryginalna ambicja w trakcie studiow byla aplikacja sedziowska (lub prokuratorska), jednak z paru powodow (glownie finansowych) odszedlem od tego pomyslu. powiedzmy, ze zblizam sie do stabilizacji finansowej. ostatnio pozbylem sie w wiekszosci oszczednosci przy transakcji, gdzie rodzice pomogli mi kupic "docelowe" mieszkanie tj. takie w ktorym bede mogl zamieszkac z dziewczyna (konczy studia lekarskie). do egzaminu wstepnego na aplikacje moglbym podejsc i w tym roku, chociaz przyznaje, bede mial na koniec roku niesatyfakcjonujace oszczednosci (zostanie mi, liczac wszystko, max jakies 80-90k, raczej troche mniej). na czym polegaja moje problemy: 1) hajs na aplikacji - podczas aplikacji nie mozna podejmowac zatrudnienia, zyje sie wylacznie ze stypendium, ktore od lat jest zatrwazajaco niskie (okolice minimalnej), jest to o tyle smieszne, ze aktualne stypendium jest tylko o 1k (z haczykiem) wieksze niz to, ktore wyplacano w 2011. tak wiec, 3 lata ostrej biedy. dziewczyna (pewnie przyszla zona) chce mnie wspomoc kiedy bedzie juz na stazu/rezydenturze, ale wiadomo, ta relacja, jak kazda inna, moze sie rozpasc, stad jest to jakies tam ryzyko. 2) sama aplikacja - sprowadza sie do tego ze raz na miesiac trzeba jechac w tygodniowa delegacje do krakowa, gdzi jest sie de facto na studiach dziennych, a przez pozostaly czas aplikacji robi sie fikolki w sadzie. z jednej strony lubie sie uczyc, z drugiej strony boje sie duzej ilosci nauki w takim wieku, no i boli mnie troche ze bede musial kolejne lata spedzac przy biurku uczac sie czegos po pracy... jakby, w sumie czego bym nie robil to widze to troche jako strate czasu/jest to wszystko bezsensowne, ale jednak mniej boli cos co jest bezwysilkowe, jakies ogladanie serialu czy granie w gre, nizeli sleczenie nad ksiazkami 3) przyszlosc po aplikacji - zakladajac optymistyczny scenariusz ze nie wjada nam tutaj czolgi i bedzie sie dalo normalnie pracowac, po aplikacji czekaja mnie 4 lata pracy jako asesor, po ktorych zostane sedzia... nie ma sie co oszukiwac, to zajebiscie duzo czasu. fakt, asesor to juz prawie sedzia, nie zarabia tak znowu duzo mniej... ale jednak jak juz isc na ta aplikacje to przydaloby sie jednak tym sedzia potem zostac. zostalbym sedzia troche przed 40... ale nieduzo 4) rodzina - przechodzimy plynnie tutaj... zastanawiam sie na ile glupim pomyslem bedzie plodzenie przynajmniej jednego dzieciaka bedac na aplikacji. chyba niezbyt madrym, z drugiej strony... kiedy bedzie lepszy moment? moja mlodosc sie juz konczy, po skonczeniu aplikacji bede jeszcze relatywnie mlody, chociaz juz te pare lat po 30. dziewczyna jest mlodsza, wiec chociaz tyle dobrze, ale tez bedzie sie juz do 3 sprzodu zblizac, stad trzeba sie juz bedzie troche spieszyc, a i tak bedziemy starszymi niz mlodszymi rodzicami. zawsze sie mowi o tym ze dla lekarki najlepszym momentem na dzieciaka jest rezydentura, stad to okienko nie bedzie zbyt szerokie 5) zapierdol po aplikacji - fakt, niby fajnie bedzie byc takim jako tako gigachad urzednikiem... ale z drugiej strony pierwsze lata to pewnie bedzie staszny zapierdol, szczerze mowiac to ciezko powiedziec czy temu podolam bedac juz 30paro latkiem. faktem jest, ze bedziemy pracowac do smierci... ale wolumen tej pracy nie bedzie mogl byc taki sam jaki byl majac wczesne 20 lat majac pozne 30 itd. 6) a co jesli mi sie sedziowanie kiedy juz je poznam od podszewki nie spodoba - to juz sznur zostaje ze tyle zycia przepalilem na glupoty xD no ogolnie to boje sie ze calkowicie rozpierdole sobie zycie w imie niespelnionej ambicji/checi uzyskania jakiegos wyzszego statusu spolecznego (a przynajmniej tak mi sie wydaje, ze bardziej szanuje sie sedziego niz korpoludka). niestety, nasz czas na ziemi nie jest z gumy, a ja jestem juz troche stary... #praca #korposwiat #pracbaza #zwiazki #tinder #prawo #rodzina #dzieci
Opublikowane
sca4cgdneczmgafru74va92g
Korpoludek a ambicje zawodowe: Jakie decyzje podejmować?
Treść anonimowego wpisu
Klucz publiczny:
sca4cgdneczmgafru74va92g
Dodane: 4 marca 2025 - 09:54:36
Opublikowane
Autor był widziany2 miesiące temu
Anonimowe odpowiedzi
✉️
Opublikowane
niezawodny-filozof-62 pisze:
> Poleciałeś po najmniejszej linii oporu - w imię "różowa, dom i bombelek" - problem polega na tym, że Ty coś poświęcasz (bez perspektywy w przyszłość), za 5 lat równie dobrze różowa może cię zostawić, bombelka zabrać - a ty zostaniesz urzędasem z alimentami.
@mirko_anonim Mówisz tak, jak gdyby aplikacja była pewnym sukcesem. Wystarczy pogadać ze znajomymi czy poczytać prawnicze grupki na Facebooku, żeby wiedzieć że przeciętny adwokat/rpr w dużym mieście ma jakieś 7-12k netto b2b, po odliczeniu ZUS, PIT i reszty wychodzi tyle co na etacie w korpo. Na prowincji jest jeszcze gorzej, znam historie gdzie adwokaci uciekali na asystentów sędziego albo zamykali kancelarię bo zostawało im 2k miesięcznie na czysto. I możesz dużo poświęcić psychicznie, wydać 20k na aplikację, młodość spędzić w książkach a ostatecznie masz tyle samo co klikacz excela albo mniej niż hydraulik. I nie mieć żony, dziecka i domu.
A automatyzacja i zwolnienia mogą dotknąć kazdego, jak urzędnicy mieliby zacząć tracić pracę na masową skalę, to w takich korporacjach miazga będzie już od dekady. Poczta Polska to mimo wszystko spółka prawa handlowego, urząd skarbowy czy urząd gminy - nie.
Generalnie to polecałbym nie porównywać się do innych. Urzędnik/korposzczur niskiego-średniego szczebla w weekendy i po tych 8h na tygodniu ma spokojną głowę, nie odbiera telefonów od klientów o 20:30 w święto państwowe i nie klepie apelacji dzień przed terminem, w niedzielę o 22:30. Czy to jest warte tych kilku tysięcy więcej? Trzeba sobie na to pytanie odpowiedzieć samemu.
✉️
Opublikowane
sumienny-strażnik-16 pisze:
> nachodzą mnie takie myśli, żeby w końcu to ogarnąć, bo jak patrzę po znajomych ze studiów to widzę jak zakładają kancelarie czy z sukcesami kończą różne aplikacje (oczywiście nie wszyscy). Trochę mnie to wtedy dobija, bo czuję się takim totalnym zwyklakiem, mimo, że na studiach szło mi całkiem dobrze. Poza tym kupiliśmy z różową ostatnio mieszkanie i jesteśmy totalnie wypruci z kasy.
Bo jesteś, a raczej stałeś się na własne życzenie. Poleciałeś po najmniejszej linii oporu - w imię "różowa, dom i bombelek" - problem polega na tym, że Ty coś poświęcasz (bez perspektywy w przyszłość), za 5 lat równie dobrze różowa może cię zostawić, bombelka zabrać - a ty zostaniesz urzędasem z alimentami. Cyfryzacja zastąpi urzędasów, powoli staję się to reliktem przeszłości lub funkcja ta zostanie wyparta podobnie jak poczta polska.
Życie piszę róże scenariusze, a Ty masz zaplecze, z którego nie korzystasz.
✉️
Opublikowane
intuicyjny-eksperymentator-14 pisze:
Jakbym widział siebie! Opisałeś prawie mój życiorys, z tym że do 30 mam jeszcze 2 lata. Skończyłem studia prawnicze i z braku perspektyw i chęci zarobienia pierwszych pieniędzy poszedłem do pracy w urzędzie i to w czasie pandemii. Zarobki były mierne, dziś wygląda to ciut lepiej. Cały czas z tyłu głowy miałem, że przyszedłem tu tylko na rok, dwa i biorę się za aplikację. Problem na tym, że nie mogłem się zdecydować na którą i leci mi już tak piąty rok pracy. W międzyczasie ślub, odkładanie kasy. Nachodzą mnie takie myśli, żeby w końcu to ogarnąć, bo jak patrzę po znajomych ze studiów to widzę jak zakładają kancelarie czy z sukcesami kończą różne aplikacje (oczywiście nie wszyscy). Trochę mnie to wtedy dobija, bo czuję się takim totalnym zwyklakiem, mimo, że na studiach szło mi całkiem dobrze. Poza tym kupiliśmy z różową ostatnio mieszkanie i jesteśmy totalnie wypruci z kasy. Przez co cały czas jeżdżę 20 letnim gruzem, nie jeździmy na zagraniczne wakacje ani zbytnio nie biegamy po restauracjach. Z drugiej strony mam ten sam dylemat o którym pisałeś, pracę i życie mam w miarę ustabilizowane, przewidywalne, nie mam już chyba tyle zapału, by pracować i po nocach siedzieć z książkami. Poza tym wiek robi swoje, no i chęć założenia rodziny - nie wyobrażam sobie tyrać na minimalnym stypendium i decydować się na dziecko, tym bardziej jak nie mamy większej poduszki finansowej. Z kolei za aplikacją przemawia to, że praca w urzędzie jest bardzo monotonna, zaczynam wkradać się w stagnację, a nie chciałbym spędzić tu 50 lat. Poza tym, rozglądając się po rynku pracy dochodzę do wniosku, że gdyby nie ten urząd, zostałaby mi fabryka lub kurierka. W mojej okolicy nie ma totalnie żadnej pracy powiązanej z prawem. Głupio to zabrzmi, ale jakiś czas temu miałem też rozkminy nad emigracją zarobkową, nawet gdybym miał pracować fizycznie. I tak sobie tkwię w zawieszeniu, nie wiedząc co ja chce robić w życiu. „Pociesza” mnie tylko to, że jak widać nie jestem sam w podobnych sytuacjach.. Z chęcią poczytam jeszcze wasze spostrzeżenia :D
✉️
Opublikowane
sumienny-strażnik-16 pisze:
Ja pier. ty masz w głowie obraz, że po 35 roku życia człowiek zamienia się w jakiegoś dziada, a w zasadzie zostaję tylko wegetacja do emerytury ? rly?
Ja znam osobę, która w wieku 35+ spełniła swoje marzenie i poszła na studia medyczne. Było ciężko ale się opłacało.
Życie jest tylko jedno. W zasadzie masz super pozycję - dziewczynę, która pociągnie przez pewien czas budżet domowy. Nie wiem, możesz być przez ten okres dla niej turbo miły, gotować i sprzątać xD
Ty masz marzenie, które możesz zrealizować, nie daj sobie na starość wypominać, że nawet nie spróbowałeś - bo wydawało ci się, że praca w korpo była taka super - ludzie w korpo się wypalają bardzo szybko.
✉️
Opublikowane
odkrywczy-człowiek-44 pisze:
5 lat temu skończyłem prawo i też zastanawiałem się nad aplikacją w KSSiP. Ostatecznie odpuściłem tą myśl i poszedłem do korpo, bo uznałem, że kładąc na jednej szali:
- wysiłek, stres, kolejne lata w książkach i egzaminy, których uwalenie równa się ze zwrotem stypendium albo odrabianiem tego jako asystent,
a na drugiej finanse, stabilizację w przyszłości i nawet ten mityczny "prestiż", nie zachodzi równowaga. Potencjalny wysiłek przeważył u mnie nad potencjalnymi korzyściami.
Do tej aplikacji (do innych też ale do kssipowskich w szczególności), trzeba mieć odpowiednią konstrukcję psychiczną - być odpornym na stres, nie przejmować się i oczywiście mieć głowę do nauki. O ile nauka mi szła jako tako (ale też nie byłem stypendystą), to absolutnie nie radzę sobie ze stresem, dlatego decyzja o odpuszczeniu aplikacji przyszła mi dość naturalnie, wystarczyło _stanąć w prawdzie_ o sobie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Poza tym, ta aplikacja jest dobra dla kogoś, komu rodzice zafundowali mieszkanie i poduszkę finansową, a te grosze ze stypendium będzie miał na jedzenie i wycieczki, a nie opłacenie czynszu/kredytu za mieszkanie. Ja na wsparcie w aż takim zakresie liczyć nie mogłem i nie mogę.
Kolejna sprawa o której wypadałoby wspomnieć, to fakt, że miejsce zamieszkania po aplikacji nie jest takie oczywiste. Jeśli nie jesteś w topce jeśli chodzi o wyniki, idziesz tam, gdzie jest miejsce. Może to być na przykład Biała Podlaska. Czy partnerka byłaby gotowa na wyprowadzkę na Podlasie, Mazury, Pomorze Środkowe albo Podkarpacie? Moja niekoniecznie, szczególnie, że dla niej rynek pracy istnieje tylko w dużych miastach. A umówmy się, nawet jak już będziesz miał wynagrodzenie sędziego sądu rejonowego, to nie jest to taka suma, za którą utrzymasz rodzinę na poziomie, jaki społeczeństwo kojarzy z przedstawicielami zawodów prawniczych. Muszą więc pracować dwie osoby.
Twoja różowa jako lekarz, może liczyć na pracę wszędzie, co nie znaczy, że będzie chciała mieszkać na zadupiu, pić lurę z biedaekspresu w przerwie od leczenia wymierającej Polski powiatowej, gdy jej koleżanki ze studiów będą chodzić na kawkę do modnej knajpy we Wrocławiu czy Krakowie.
Nie wiem, jaką masz relację ze swoją dziewczyną, czy to typ podróżniczki żądnej przygód, czy osoba, dla której liczy się rodzina i prawdziwe relacje. Od tego zależy odpowiedź na pytanie, czy możesz się na niej oprzeć na te kilka ładnych lat i czy ostatecznie pójdzie za Tobą.
Jeśli masz w sobie determinację i jesteś odporny na stres, to może spróbuj podejść zarówno do wstępnego w KSSiP i na rpr/adw? Materiał zasadniczo będziesz miał zbliżony, a jak KSSiP Ci nie wypali (a dostać się tam za pierwszym razem to jednak wyzwanie), to możesz iść na zwykłą aplikację, zrobić tytuł i szukać pracy w korpo, nie musisz iść się grzebać w procesie i pracować w JanuszLexie. Zawsze możesz też później próbować przejść na państwową posadę ale to pewnie i tak musiałbyś się przeprowadzić do mniejszej miejscowości i jeszcze mieć tam jakieś znajomości. W dużym mieście nikt cię nie wpuści z ulicy na sędziego/prokuratora, max. to referendarz, o ile będziesz miał szczęście.
✉️
Opublikowane
@RomanPL problem z tymi obejsciami jest taki, ze one nic nie gwarantuja...
po aplikacji uzupelniajacej/podejsciu ze stazu pracy itd (do zawodu prawnika w kancelarii na pewno nie wroce o ile mnie zycie nie przycisnie - za duzo to wyrzeczen w imie wykonywania niezbyt satysfakcjonujacej pracy) nie masz zadnej gwarancji ze znajdziesz prace w sadzie jako sedzia. po skonczeniu aplikacji mozesz przystepowac do konkursow, ktorych wcale duzo nie ma, prawie na pewno bedziesz sie musial przeprowadzic... z aplikacja sedziowska w kssip jest troche prosciej - publikowana jest lista wolnych stolkow asesorskich, gdzies sie na pewno dostaniesz nawet ze slabym wynikiem z egzaminu, masz jakas tam gwarancje, ze ta lata na aplikacji sie jakos zwroca... z kolei praca jako asystent oznacza masywne zejscie z zarobkow na dlugie lata bez jakiejkolwiek gwarancji ze potem wygram konkurs na stolek sedziego, nawet na tym drugim koncu polski

