Mirko Anonim

#rodzina

Przeglądaj anonimowe wpisy lub otwórz ten tag na stronie wykop.pl

Mirki jak grzecznie odmówić pójścia na wesele. Wiem, że temat był wałkowany już wiele razy , ale mam problem z przekonaniem Ojca Mam już 40 lat, Żyje sam, jestem niepijacy i nigdy nie lubiłem wesel. Wesele syna wójka - Tata zamęcza mnie, czy pójdę, jęczy, że kto go zawiezie (mimo że wielokrotnie powtarzałem, zę go zawiozę) że za mnie zapłaci prezent, że tak trzeba bo to najbliższa rodzina itd. - co ztego, zę im zawsze pomagałem gdy mogłem. Niby twierdzi, że nie będzie pić, ale nie umie odmówić, gdy ktoś stawia, a potem staje się rozmowny. Mówi w kółko to samo to samo a ja mam szczerze dosyć. Także boje się o Tatę bo ma już ponad 75 lat. Na ostatnim weselu dowiedziałem się od Brata, że Tata uważa, że się nie ożeniłem bo jestem pedofilem (ale skoro nigdy nie pilnował wnuków ode mnie to pewnie nie wie co to znaczy) #pomocy #pytanie #slub #wesele #rodzina

#rodzina #anonimowemirkowyznania #przegryw Najgorszym, co może przytrafić się dorastającemu mężczyźnie, to ojciec nieudacznik Mam 35 lat. Jestem mężczyzną, który osiągnął w życiu wszystko, o czym kiedyś tylko marzył — mam świetnie płatną pracę, regularnie zmieniam samochód co trzy lata, wybudowałem dom i nie mam żadnych kredytów. Wszystko, co mam, zawdzięczam sobie — swojej determinacji, ciężkiej pracy i wewnętrznemu przymusowi, by nigdy nie skończyć jak mój ojciec. Bo on... był i jest największym ostrzeżeniem, jakie mogłem dostać od życia. Mój ojciec to typowy przykład człowieka, który wszystko dostał, ale nic z tym nie zrobił. Jedynak z bogatego domu, wychowany jak książę. Mój dziadek w czasach PRL był człowiekiem, który potrafił się ustawić — miał głowę do interesów, układy i pieniądze. Stworzył dom, w którym niczego nie brakowało. I właśnie w tym domu dorastał mój ojciec — bez obowiązków, bez presji, bez jakiejkolwiek potrzeby, by się starać. Nigdy się nie wyprowadził. Gdy ja dorastałem, mieszkaliśmy wszyscy razem — dziadkowie, rodzice i ja — pod jednym dachem, w wygodnym domu jednorodzinnym. I choć wokół była stabilność, bezpieczeństwo finansowe i pozory „porządnej rodziny katolickiej”, pod powierzchnią gotowało się od hipokryzji. Ojciec od zawsze musiał być w centrum uwagi. Typowy katol, pełen pychy, który z ambony i ekranu telewizora wyczytał, że wszystko mu się należy, bo „on przecież jest magistrem inżynierem”. Fakt, że ten tytuł zdobył po trzydziestce, na podrzędnej prywatnej uczelni, nie miał dla niego znaczenia — on już był kimś. Przynajmniej w swoim mniemaniu. Większość jego prac była „po znajomości” — lokalne urzędy, polityczne układy, stanowiska z nadania. Gdy zmieniał się klimat polityczny, on tracił pracę. Częściej był w domu niż w pracy. Gdy nie miał roboty, nie szukał jej. Bo jak to — on, z wyższym wykształceniem, miałby iść do fizycznej pracy? Nie po to studiował do czterdziestki, by się „poniżać”. Siedział więc godzinami przed telewizorem, z piwem w ręku, komentując świat, na który nie miał żadnego wpływu. W tym czasie mama — moja bohaterka — nie tylko pracowała, ale zajmowała się domem, mną, ogarnia­ła wszystko. Kiedy nad naszym domem zawisło widmo komornika, bo ojciec nie miał pracy ani chęci, by ją podjąć, to właśnie mama — ze swojej pensji, z determinacją — wszystko poukładała. On nie zrobił nic. Bo przecież „jemu się należy więcej”. Te wszystkie lata, te sceny, te rozmowy, te milczące wieczory, gdy czułem, że nie mam ojca, tylko roszczeniowego chłopca zamkniętego w ciele dorosłego — to one zbudowały we mnie jedno: przekonanie, że muszę się wyrwać. Że nie chcę skończyć jak on. Że muszę być inny. I byłem. Nie miałem znajomości. Nie miałem wsparcia. Wszystko osiągnąłem sam. Uczyłem się, pracowałem, upadałem i podnosiłem się. Miałem momenty, w których nie wiedziałem, czy to wszystko ma sens. Ale wiedziałem jedno — nie wrócę do domu jako nieudacznik. I nie będę mężczyzną, którego syn się wstydzi. Dziś mam wszystko. Stać mnie na każdą zachciankę. Żyję komfortowo i spokojnie. Ale mimo tego wszystkiego, czego się dorobiłem, czego dokonałem — coś mnie boli. I boli cholernie. Boli mnie to, że nie miałem ojca jak wielu moich kolegów. Ojca, który zaszczepiłby we mnie pasję, z którym mógłbym majsterkować, oglądać mecze, rozmawiać o życiu, czerpać mądrość i doświadczenie. Nie miałem tego. Nie mam wspomnień z ojcem, z których mógłbym być dumny. Nie mam ojca, z którym dziś mógłbym usiąść i po prostu pogadać jak z przyjacielem. Zamiast tego mam wspomnienie człowieka, który zmarnował swoje życie, nie biorąc za nie żadnej odpowiedzialności. I choć nigdy nie chciałbym być do niego podobny, to czasem łapię się na tym, że mimo wszystko... chciałbym mieć ojca. Tego prawdziwego. Nie nieudacznika. Miałem potrzebę z siebie to wyrzucić, gdyż siedzi to we mnie od dawna i chciałem się z kimś tym podzielić. Nie szukam wsparcia ani zrozumienia, ani porad. Jedynie o wysłuchanie. Pozdrawiam

Mireczki, doradzicie w dramie rodzinnej? ===== 30 lat temu - dziadek ma kilkoro dorosłych dzieci - dziadek kupił z PGR działkę rolną za 1 pensję i przekazał ją moim rodzicom, by babcia mogła otrzymywać rentę. Rodzeństwo mojej mamy wtedy nie widziało w tym problemu, nie chcieli tej działki. Rodzice wzięli, bo mieli jak się nią zajmować (ojciec pochodzi z rodziny rolniczej) ===== 13 lat temu - rodzice zainwestowali w odrolnienie działek i podzielili to na chyba 10 budowlanych i sprzedali z zyskiem, zbudowali dzięki temu na tej wsi dom - rodzeństwo mamy wtedy stwierdziło, że im też się coś z tego należy. Rodzice się nie zgodzili - stwierdzili, że to ich pomysł, że dawniej to nikt problemu nie widział, że pewnie nie dołożyliby się, gdyby ta inwestycja w odrolnienie się nie udała. Od tegu czasu temat działek to temat tabu, można się spotykać, ale rozmowa o działkach kończy się kłótnią. ===== teraz Ostatnio stan dziadka się pogorszył, nie jest w stanie samodzielnie chodzić, nie poznaje ludzi, mówi od rzeczy. Od kilku miesięcy przebywa w ZOL somatycznym, gdzie zaczyna atakować ludzi i niszczyć meble, przez co kierownictwo ZOL chcą się go pozbyć. Szukamy miejsca w ZOL psychiatrycznym, ale ciężko z miejscem. Rodzeństwo mojej mamy wspólnie stwierdziło, że nie będą w żaden sposób pomagać (i już kiedyś za każdym razem, gdy dziadek potrzebował jakiejś pomocy, to nie pomagali). Prywatny DPS to koszt od 8000 zł / miesięcznie, ale rodzeństwo stwierdzili, że to rodzice mają wszystko opłacać. Co byście doradzili w tej sytuacji? Szukamy teraz prawnika, bo ciężko nam to wszystko ogarnąć, jest to też bardzo dla nas stresujące. Rodzice przez te 30 lat zajmowali się dziadkiem, codziennie się widzieli, gotowali mu obiady, ale w tej sytuacji nie ma opcji, by ktoś mógł się nim zajmować 24/7 (jeszcze w zeszłym roku dziadek był chodzący). Uważamy też, że takie podejście rodzeństwa jest niesprawiedliwe - powinni kierować się teraz dobrem dziadka, a nie jakimś własnym poczuciem niesprawiedliwości (wg nas niesłusznym). W umowie darowizny oczywiście nie było jakiegoś zapisu o obowiązku zajmowania się. Jeszcze dodam, że pojawił się pomysł sprzedaży mieszkania dziadka, które obecnie stoi puste (mieszkanie ma 4 pokoje, a dziadek sam kiedyś stwierdził, że wolałby mniejsze). Dzięki sprzedaży możnaby opłacić ten DPS, ale chyba nie muszę mówić, co rodzeństwo o tym myśli. #dps #rodzina #prawo #pytanie #pytaniedoeksperta #finanse

Mirki, jest ciężka sprawa. Poznałem różową. Żyjemy na kocią łapę, ale jest nam bardzo dobrze i mamy nawet bąbelka i myślimy o kolejnym. Jej rodzina jest bardzo w porządku (aczkolwiek jest katolicka i kocia łapa to cierń w oku, ale mnie chyba lubią), wręcz zazdroszczę różowej, że takowa się jej wylosowała. Mianowicie pomogli jej kupić fajne i duże mieszkanie w TOP5 największych w Polsce.. Mi przed związkiem udało się kupić zwykłe, postkomunistyczne, które obecnie spłacam, na szczęście na poczet wynajmujących, bo jest obok uczelni, i mieszkam u niej. Problem jest zupełnie inny. Otóż kilka lat temu straszliwie pokłóciłem się ze swoją rodziną. Pretensje mam o wszystko - od dzieciństwa do studiów, ,ale finałem było to, że mimo możliwości za bardzo nie chcieli mi pomóc kupić mieszkanie, kiedy o to prosiłem, chociaż z ich strony wiecznie mnie proszono o pomoc oraz przyjazdy i co gorsza ulegałem. No i oczywiście nierówności jeśli chodzi o rodzeństwo, Patrząc na to, jak bardzo odwlekali sprawę (umówmy się, sabotowali pomoc) wściekłem się, sam kupiłem mieszkanie na solidny kredyt. Dosłownie raz w roku rozmawiam tylko z matką. Dowiedziano się, że mam dziecko i nagle pojawiły się prośby o widzenia. Mi złość nie przeszła, nie mam ochoty na kontakt z nimi ani tym bardziej pokazywaniem im wnuka, żeby poczuli się lepiej. Różowa trochę mnie naciska, żebym nie był taki zawzięty, ale nie mam najmniejszej ochoty na kontakt na żywo z nimi. Raz, że cenię sobie święty spokój. Dwa, to jest forma kary. Jak rozwiązalibyście to na moim miejscu? W zasadzie nie wiem jak różowej powiedzieć, że dla mnie moi rodzice są po prostu niepotrzebni (oni moje zdanie na swój temat doskonale znają i tylko zasłaniają się wnukiem). Z drugiej strony ona pochodzi z naprawdę fajnej rodziny, gdzie jedynym problemem jest "kocia łapa,", a poza tym to naprawdę życzliwi ludzie, więc mogą mnie nie zrozumieć. PS. Jak ktoś zacznie tematów spadków. Powiedziałem rodzicom, że mój wolny czas jest równie cenny jak spadek po nich, więc niech robią co z nim chcą. #rodzina #uczucia #rozowepaski #niebieskiepaski

Ostatnio mocno choruje i w związku z tym naszło mnie na rozkmine, czy gdybym zmarł moja rodzina sobie poradzi. Mamy aktualnie 3 mieszkania, w tym jedno z kredytem. Mieszkania są warte kolejno - 850 000, 600 000 i ok. 250 000. Na to środkowe mamy do spłaty 260 000 kredytu, ale gdybym zmarł to ubezpieczenie spłaci kredyt Przemyślałem, ze w najgorszym wypadku żona i 2 letnie dziecko pójdą do tego mieszkania najtańszego, w Polsce powiatowej, a te dwa dałyby się rynkowo wynająć za ok. 5-6 tysięcy. Do tego 800 plus i mieliby. 6-7k na życie, bez długów. Do tego mamy z 80k w obligacjach więc też na początek jest coś. Auto też własnościowe warte ok 100k obecnie. Bardzo mnie ta myśl podniosła na duchu, że udało mi się w wieku 3x lat zarobić tyle, że moja rodzina nie zazna biedy. Jak z tym jest u Was? Liczycie takie sprawy? #nieruchomosci #rodzina #zdrowie #finanse

cześć, nie wiem czy nie żyje w jakieś bańce ale czy ktoś z was też mieszkał w młodości na wsi i musiał uczestniczyć we wszelkich zadaniach bojowych od ojca? Rodzice prowadza lokalną restaurację, ja skonczyłam studia i pracuje w polsce powiatowej za 7k na rekę, nie potrzebuje nic więcej od życia. Nadal mieszkam z rodzicami, bo jak byłam na studiach i mieszkałam w akademiku to ciągle słuchałam jak to nie jest im beze mnie ciężko w pracy, więc wrociłam do domu i poszłam lokalnie do pracy w zawodzie. Szczerze to mam dość tego jak wygląda mój dzien, pobudka 5 rano, praca do 15 powrót do domu o 16, w międzyczasie opis od starego co nie trzeba dziś zrobić, schodzi mi do 21, wracam i ide spać. Bardzo zazdroszcze osobom, ktore koncza prace i maja czas wolny dla siebie, ja od kiedy pamietam musialam zasuwac albo u rodzicow albo u dziadkow na wsi : ), nie chodzi tu o bycie rozszczeniowa, chce poznac po prostu moze podobne historie ludzi, po prostu juz brakuje mi sil troche na studia zaoczne, prace i prace na drugi etat u rodzicow. Fakt ze mieszkam z nimi, ale nie umiem sie im przeciwstawić i chyba jedynym wyjsciem dla mnie jest pobranie sie szybko z chlopakiem zeby zalożyc swoja rodzine i odpoczac wreszcie. Nie mowcie zebym z nim zamieszkala, moi starzy to katotalibowie z polski b, ktorzy nie wiedza jak mozna pojechac z kims na wakacje bez ślubu w wieku 22 lat xd #zalesie #bekazkatoli #patologiazewsi #patologiazmiasta #pracbaza #rodzina

Osoby które chcą posiadać dziecko albo więcej niż jedno są dla mnie superbohaterami. W czasach inflacji, bezrobocia oraz niepewności dnia następnego - decyzja o dziecku jest dla mnie czymś niewiarygodnym. To taki lekki kredyt. I mówię to mimo przy zarobkach ponad 12k netto plasując się w topce jeśli chodzi o zarobki. Sam bym się na to nie zdecydował. #dzieci #zwiazki #800plus #rodzina #przegryw

Od +/- 5 lat mieszkamy z partnerką w domu dziadka. Mamy osobne wejścia, generalnie żyje nam się dobrze, wspieramy się, nie przeszkadzamy sobie. Jesteśmy typową klasą średnią w mieście powiatowym. 5 lat temu ojciec wyprowadził się do swojej partnerki. Od tego czasu regularnie samodzielnie regulujemy rachunki/opłaty według zużycia. Jednak po rozwodzie z mamą włożył kasę w dobudowanie i remont piętra, jakieś 15 lat temu. Relacja między nami jest dość enigmatyczna, tj. raczej kontaktujemy się w sprawach technicznych. Z partnerką jesteśmy na etapie "co dalej", tj. dzieci, ślub i w związku z tym jakiś czemu odbyliśmy z ojcem na moją prośbę rozmowę o jego wizji co do mieszkania, bo co dziwne, nigdy tego nie sformalizowaliśmy. Ojciec zasugerował, żebyśmy zaczęli mu płacić za wynajem, bo włożył kasę kilkanaście lat temu kasę w doprowadzenie piętra do stanu w którym da się godnie mieszkać. Nie rzucił jakiejś stawki za wynajem z kosmosu, raczej poniżej średniej rynkowej w mieście. W międzyczasie porobiliśmy z partnerką jakieś małe remonty typu pomalowanie ścian, wymiana sprzętu RTV/AGD itd., żeby się lepiej funkcjonowało, nic gruntownego. Mając DNA ojca potrafię sobie zracjonalizować te propozycję płacenia za mieszkanie, lecz spotykam się z opiniami, że to "nie do pomyślenia", "nie trzeba było się rozmnażać". Na pewno nie znalazłbym takiego metrażu w takiej cenie. Z drugiej strony, gdybyśmy tu nie mieszkali, 100% opłat przechodzi na dziadka, który aktualnie jest formalnym właścicielem, więc nie byłoby to dla niego komfortowe. Dziadek ma przeciętną emeryturę, a wynajmować to komuś obcemu w ramach tej samej działki to pewnie słaba opcja. Ojciec nie ma raczej zamiaru w średnim i długim terminie tutaj wracać, a w mieszkaniu w którym przebywają aktualnie, "ktoś" musi być zameldowany. Generalnie nasz główny plan to oszczędzać ile się da i w przeciągu 3 lat zdecydować się na kupno nieruchomości. Mamy wrócić do rozmów z ojcem za jakiś czas aby ustalić dalsze kroki. Chętnie poznam Waszą opinię na ten temat, być może sami znaleźliście się w takiej sytuacji. #rodzina #relacje #nieruchomosci #dom #mieszkalnictwo #wynajem

Moja rodzina rzuca głupie teksty o moim partnerze i jest mi bardzo przykro z tego powodu. Jestem kobietą 30+, ale w obecnym związku jestem od niedawna. Czuję, że to może być ten, bo fajnie się dogadujemy, mamy wspólne cele i kochamy się. Moi rodzice zaprosili mnie i mojego faceta na obiad, bo chcieli go poznać. Był tam też mój starszy brat (rozwodnik) i młodsza siostra z narzeczonym. Wydawało się, że spotkanie przebiegło ok, ot rozmowa, wiadomo - było trochę wypytywania, bo chcieli się o nim czegoś dowiedzieć, ale nic wścibskiego czy nie na miejscu. Po kilku godzinach spędzonych w powyższym gronie mój mężczyzna wrócił do siebie, a ja jeszcze zostałam z rodziną. I wtedy się zaczęło. Jakieś drobne uszczypliwości, śmieszkowanie (np. z jego zapiętej pod samą szyję koszuli), teksty typu: „a ty nie za ładna dla niego?”, „a on nie za sztywny dla ciebie?”, „on musi dużo zarabiać, co?” i tym podobne. Głównie śmiał się mój brat, ale tata, siostra i narzeczony siostry to podchwycili. Tylko mama powiedziała coś w stylu, że najważniejsze jest to, że najwyraźniej dobrze nam razem, ale też nie wybrzmiało z jej ust jakieś jednoznaczne wsparcie. Na samym początku myślałam, że się po prostu niewinnie zgrywają, ale z każdym kolejnym tekstem coraz bardziej sobie uświadamiałam, że oni chyba naprawdę uważają go za jakiegoś gorszego/niewystarczającego, choć nie dał im ku temu powodów. Oczywiście próbowałam uciąć te głupie docinki, a nawet się mocno zdenerwowałam i powiedziałam, że nie życzę sobie takich tekstów i że oczekiwałam po nich wsparcia, a nie przytyków. Brat rzucił coś typu „sory siostra, przecież wiesz, że chcemy dla ciebie dobrze” i temat się skończył, ale nie czułam w tym autentycznej skruchy. Pomogłam mamie w kuchni posprzątać po gościach i wróciłam do siebie. Wracając, miałam zły w oczach, bo strasznie mnie ta sytuacja zabolała. I może powiecie, że niepotrzebnie się przejmuję, bo to nie oni będą z moim facetem tylko ja. I będziecie mieć rację, jednak nie zmieni to tego, że strasznie się zawiodłam na mojej rodzinie. I po ludzku zabolało mnie, że nie akceptują, a wręcz wyśmiewają kogoś, kogo kocham. Ja generalnie z rodziną mam dobry kontakt i nigdy nie spodziewałam się, że może mnie spotkać taka przykrość z ich strony. Tym bardziej, że żonę brata (już byłą) i narzeczonego siostry przyjęli ciepło. Czy mój facet jest różny od nich? Pewnie tak, nie jest to dusza towarzystwa (w przeciwieństwie do brata czy jego byłej żony) ani bajerant, który będzie się podlizywał przyszłym teściom albo próbował być zabawny na siłę (jak narzeczony siostry). Nie uważam jednak tego za minus ani coś niestosownego. Był trochę spięty, ale to chyba normalne w takich okolicznościach. Przez całe spotkanie był kulturalny, miły i nie dał powodów do żadnych złośliwości czy zarzutów w jego stronę. Normalnie odpowiadał i podtrzymywał rozmowę. Nie mówiłam partnerowi o tych tekstach, ale zauważył, że jestem jakaś smutna. Kompletnie mnie ta sytuacja zniechęciła do dalszych spotkań w gronie - wydawałoby się - najbliższych osób. #zalesie #rodzina #zwiazki #feels

Mirki pomocy, nie wiem skąd uzyskać informację. Dziadek w grudniu dostaw zawału a potem wylewu. Od tego czasu wymaga opieki non stop. Mama zrezygnowała z pracy żeby się nim opiekować. Niestety po pół roku jest zniszczona. Z moim tatą przez pracę (jeszcze ja mieszkam w Warszawie) możemy jej pomagać tylko finansowo i w weekendy. Podjedliśmy decyzję o oddaniu dziadka do DPS, ale do publicznego kolejka na 6 miesięcy a prywatny kosztuje 7 000 zł. Ja zarabiam 9000, i jak na warszawę to nie są kokosy. Ponad połowa pensji bo ok 5300 idzie na kredyt żywności i opłaty. Zgadaliśmy się że przez pół roku damy rade a tutaj pani z MOPS wczoraj poinformowała że musimy sobie ustalić ile będziemy dopłacać do Dps. Dps rejonowy dziadka kosztuje 11 000 zł !!! Dziadek ma 1900 zł emerytury i oni z tego mogą wziąć tylko 75% a resztę ma dopłacać rodzina. Mama ma 64 lata więc pracy to ona żnie znajdzie. I pani z OPS powiedziała że wtedy mops pobierze kasę ze zstępnego czy mnie. I mówi że mogą mi zostawić minimum socjalne a resztę na Dps dla dziadka. Czyli zostawia mnie z 1800 zł i mam umrzeć? Mirki jak z tego się wygrzebać :( #pomocy #dps #rodzina #

Czy to jest normalne, że najbliższa rodzina zamiast wspierać w realizacji marzeń, rzuca Wam kłody pod nogi? Mam wrażenie, że wywodzę się z toksycznej rodziny. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, jednak jestem aktualnie na etapie wykończenia zakupionego mieszkania - mieszkając jednocześnie w domu rodzinnym staram się to moje mieszkanie jakoś doprowadzić do stanu używalności. Przez czas kiedy tu mieszkałem - dom rodzinny został przeze mnie wyremontowany w dużym zakresie i w zasadzie od momentu pierwszej pracy, po dziś dzień dorzucam się do wszystkich kosztów utrzymania domu. Problem pojawia się teraz, kiedy brakuje mi na wszystko środków (kredyt, remont ciągną niemiłosiernie), bliscy o tym wiedza, a mimo tego nie dość ze nie otrzymuje od nich żadnego wsparcia, to jeszcze liczą mnie normalnie za opłaty i wszystko - mimo ze nie musieliby tego robić. Czuje się jak ostatni frajer, ze cokolwiek tutaj robiłem w domu rodzinnym. Chociażby z tego powodu myślę ze rodzice powinni czuć się zobligowani do pomocy mi, bo wiedza ze wyremontowałem ich dom a teraz się z niego planuje wynieść. #rodzina #związki #kiciochpyta

Słuchajcie, piszę z anonima, bo mam wrażenie, że to wciąż trochę temat tabu w Polsce. Mamy rodzinę 2+2, oboje pracujemy (ja w 95% zdalnie, żona na pół etatu, też częściowo zdalnie). Niby dajemy radę ogarnąć mieszkanie, pranie, prasowanie itd., ale coraz częściej łapię się na myśli, że jestem już na takim etapie w życiu (i finansowo też), że chciałbym sobie pewne rzeczy ułatwić, a nie zajeżdżać się po pracy, żeby ogarnąć drugi etat w domu. Myślę o kimś do pomocy tak 2 razy w tygodniu – ogólne sprzątanie, może jakieś pranie ogarnąć, wyprasować ciuchy dzieciakom i nasze. Po prostu, żeby było czysto i pachnąco bez naszego wielkiego wysiłku po godzinach. I tu pojawia się problem – moja żona jest mocno na "nie". Główny argument to "nie chcę, żeby obca osoba grzebała nam w rzeczach" i że "przecież sami dajemy radę". Ja to rozumiem, ale z drugiej strony ten zaoszczędzony czas moglibyśmy spędzić razem, z dziećmi, albo po prostu odpocząć. Trochę mnie męczy ta perspektywa wiecznego "ogarniania" i poczucie, że weekend to głównie nadrabianie zaległości domowych. Mam wrażenie, że czasami ta nasza polska "zaradność" i "muszę wszystko sam/sama" trochę nas ogranicza. Jak to u Was wygląda? Korzystacie z pomocy przy sprzątaniu? Jeśli tak, to jak często i jaki zakres obowiązków? Jakie macie doświadczenia – dobre, złe? Jak znaleźliście zaufaną osobę? A może macie jakieś argumenty, które mogłyby przekonać moją żonę (albo mnie, że jednak nie warto)? Czy faktycznie to taki wstyd albo oznaka lenistwa w naszym kraju, czy po prostu pragmatyczne podejście do życia i cenniejszego wykorzystania swojego czasu? Dzięki za wszystkie opinie! #sprzatanie #dom #rodzina #zwiazki #pytanie #kiciochpyta #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow

Ale mnie ojciec wkurw*ł. Cały czas opowiada jacy to #ukraincy są zjebani bo chodzą pijani do pracy, po pracy i ogólnie cały czas (no przynajmniej ci z którymi robi oczywiście) po czym sam odwala dosłownie to samo i od 2 dni śpi najebany bo majóweczka więc trzeba się nachlać jak zwierze. Nie drze się, nie bije nikogo etc tylko po prostu śpi pijany ja już dostałem biegunki ze stresu i tylko to kibla chodzę cały czas. Może by mi to nie przeszkadzało jeszcze tak bardzo bo jest tak raz/dwa razy w roku a potem nic nie pije tylko mama odpierdala i się wydziera na mnie. Aż wstyd mi pisać takie rzeczy ale potrzebuje się wyżalić. #zalesie #polska #patologiazmiasta #patologiazewsi #alkohol #rodzina #rodzice #alkogolizm

Cześć Mirki. Ja mam do was pytanie. Stwierdziłem dzisiaj, że ze względu na ciągłe absorbowanie mnie sprawami rodzinnymi (mam ponad 100 km) nie chce mi się jechać na święta. Ogólnie jestem skonfliktowany z rodziną, ale ze względu na babcię, która niedawno zmarła zaciskałem zęby i jeździłem z ojcem na zmianę do ośrodka czy straciłem kilka dni na okres między śmiercią a pogrzebem, jakby to był mój obowiązek albo ja był jakimś spadkobiercą. Wcześniej to ja oczywiście musiałem odhaczać wszelkie święta, urodziny, imieniny, pomagać (bo my starzy i chorzy) czy nawet "dawno nie byłeś, przyjedź proszę". Dosłownie w wizytach było 1 do 10 albo i więcej na tle reszty rodzeństwa, Do tego jeszcze regularnie nocowałem matkę w skromnej kawalerce, bo musiała się leczyć. Jak zacząłem głośno pytać rodziców, to cytując rodziców: oni mieszkają dalej i mają dzieci, dlatego wiecznie się mnie wzywa do pomocy, a raczej towarzystwa. Uprzejmie powiadomiłem, że nie przewiduję w tym roku przyjazdu na święta wielkanocne, bo inni nigdy nie muszą przyjeżdżać i w rodzinie nikt nie jest wierzący. Reakcja matki? Płacz, że jest jej przykro, zaczęli już przygotowania i oczywiście tylko ja miałem być gościem, bo reszta naturalnie wyjebongo. Pewnie się boi przekazać wieści ojcu, bo on miał największą chorobę sierocą. Z resztą rodzeństwa nie widzieli się jakieś półroku, ze mną 3 tygodnie temu i z 10 razy od czasu ostatniego spotkania. W domu nigdy nie było ciepłej rodzinnej atmosfery i bardziej jeźdźiłem z poczucia obowiązku niż miłości rodzinnej, ale owo po śmierci babci wygasło. Czy u was też tak jest, że jednemu dorosłemu dziecku w rodzinie wiecznie się zawraca tyłek, a reszta ma spokój? I czy to jest wielka niegrzeczność, że się olewa święta? #rodzina #swieta

Jezu ale mnie wkurza czasami tata. Jak tylko ma wolne to oczywiście rozpierdala mi rytm dnia bo tak. Mamy coś zrobić to trzeba o 6:00 wstać a potem o 10:00 idzie na drzemkę kurwa do 13 XD A ja mam rozjebany dzień bo musze czekać na niego aż wstane z drzemki bo nie możemy normalnie zacząć robić o 8/9 jak się wyśpimy. #zalesie #praca #rodzina #rodzice

Czy 19k brutto na UoP to kwota, która robi wrażenie na kobietach? Oczywiście mówię o normalnych, statystycznych kobietach, a nie o elicie jak lekarki czy prawniczki lub odklejuskach co chciałyby żyć na koszt faceta. Czy taka kwota oznacza dla kobiet, że mężczyzna jest dobrze wykształcony, jest zaradny i jest odpowiednim kandydatem na męża i ojca, aby utrzymać rodzinę? P.S. Zamieszkanie to jedno z większych miast wojewódzkich w Polsce. #zwiazki #rozowepaski #logikarozowychpaskow #seks #tinder #rodzina #praca #zarobki

Dołączona ankieta

Pytanie

j. w.

Odpowiedzi

Tak, dobra kwota, approve od kobiet
Nie, niska kwota jak na mężczynę

Co sądzicie o mieszkaniu z rodzicami i partnerką w jednym domu- bliźniaku? Jesteśmy młodzi, mamy 25 lat. Aktualnie mieszkamy za granicą, oszczędzamy na kupno mieszkania lub budowę domu i jest z tym dosyć ciężko. Wracamy w przyszłym roku. Ilość kasy którą zaoszczędzimy starczy może na kawalerkę, lub na dwupokojowe mieszkanie w starym bloku, ale z kredytem, którego przecież też nie dostaniemy od razu po powrocie. Powstał nowy plan z inicjatywy moich rodziców, żeby zbudować bliźniaka ok. 200m2. Mielibyśmy 130m2 a rodzice 70m2. Osobne wejścia po przeciwnych końcach budynku, który byłby w kształt litery L. Na podwórku też można postawić płot. Osobne liczniki prądu i wody. Dom będzie projektowany z założeniem dwóch osobnych gospodarstw domowych i razem z różową będzieny brać czynny udział w projekcie. Niestety, ale oboje nie mamy super wykształcenia i nie zarabiamy kokosów. W Polsce pewnie zaczniemy od najniższych zarobków, w między czasie skończymy zaczęte studia (mgr). Kupując mieszkanie w bloku wpakujemy się w kredyt który pewnie będzieny spłacać 6-8 lat, albo i więcej. Obok tego stoi opcja wykończenia sobie połówki bliźniaka i w wieku 28 lat moglibyśmy mieć własny kawałek domu i zamiast płacić kredyt to oszczędzać lub po prostu dobrze sobie żyć. Zawsze możemy zacząć oszczędzać na kupno kolejnej nieruchomości. Różowa oczywiście otrzyma odpowiednie zabezpieczenie finansowe u notariusza, bo też się dołoży do wykończenia. Co do moich rodziców to nie widzę problemu. Oni wprowadzą się do swojej połówki najwcześniej w 2030 lub później. Wiem że nie będą wtykać nosa w nie swoje sprawy, oni też chcą mieć swój spokój. Dodatkowo planujemy psa, więc na pewno przyda się ich pomoc chociażby podczas wyjazdu na wakacje. Co sądzicie, poszlibyście na taki układ? #pytanie #rodzina #zwiazki #budowadomu

Czy rodzice, z którymi mieszkaliście w jednym domu oczekują od Was pomocy przy tym domu? Pamiętam jak krótko po wyprowadzce ojciec dzwonił i pytał kiedy mam czas wpaść ogarnąć ogródek i drewno na opał. I jak powiedziałem, że w tygodniu jestem w pracy, a w weekendy odpoczywam, uczę się albo ogarniam swoje mieszkanie to mocne pikachu face i niedowierzanie, że darmowa siła robocza się skończyła. #rodzina #dom #wyprowadzka #przegryw #pytanie #nieruchomosci

odpłatność za pobyt rodzica w DPS - czy ktoś tu mierzy się z taką sprawą? chętnie wymieniłabym się doświadczeniami #zycie #rodzina

Czy jak odwiedzacie rodziców, to też jesteście potem tak zmęczeni psychicznie? Jak przyjeżdżam do domu rodzinnego to po 3h jestem bardziej wyczerpany niż po 16h pracy, jak wracam to jestem wyzuty z energii na resztę dnia a czasem i następnego. Kontakt ograniczyłem do przyjazdów kilku razy w roku jak jestem zaproszony na święta, imieniny, urodziny i odbieram telefony, głównie z litanią próśb o sprawdzenie czegoś w internecie. #rodzice #rodzina #zdrowie #psychika #rozkminy #przegryw

#patologia #rodzina #depresja #pytanie Różowa ma patologiczną sytuację w rodzinie. Już od urodzenia dostawała sygnały od ojca że jej nie chce. Ma nagrania jak była malutkim dzieckiem i biegła do taty by ją wziął na ręce a ten odpowiadał żeby sobie poszła. Ojciec zdecydowany przeciwnik alkoholu. Potem była historia rozwodu, z początku została oddana matce , która jak mówi różowa, przez męża wpadła a alkoholizm. Mieszkała z matką alkoholiczka jak miała ok 10-15 lat. W tym czasie matka staczala się na dno, biła, wyzywała ją. Aż do czasu jak ojciec nie postawił "powalczyć o córkę". W cudzysłowie, bo to była walka na pokaz. Udało się i została zabrana matce i zamieszkała z ojcem i bratem. Nawet w gazecie lokalnej było jak dzielny ojciec walczy o córkę i został nazwany bohaterem. Tu wkracza ojciec który według mnie jest psychopatą, ja jako chłopak różowej z którą jestem 3 lata nigdy nie miałem okazji się poznać. Psychopata, dlaczego? Potrafił grać na zmianę dobrego ojca, uczuciowego który na zawołanie potrafił się popłakać o głupotę, w drugą osobę która potrafi wyśmiać i mieć totalne w dupie drugą osobę. Jak różowa miała jakiś problem ze musiała do lekarza(miała duży trądzik) to mówił że nie ma kasy, a na drugi dzień z jej 500+ kupował sobie nowe elektryczne rowery. Różowa często miała dysonans, bo często było jej szkoda jej ojca jak się jej wypłakał. Tu zaznaczę , że ojciec odkąd wygrał sprawę w sądzie o córkę nie uczestniczył w jej wychowaniu, miał ją totalnie gdzieś. Tym zajął się brat ojca, a wujek różowej, który był totalnym przeciwieństwem ojca, był w sumie ojcem dla różowej. Był stary i umarł. Kto zajmował się pogrzebem wujka? Różowa. Zgadnijcie gdzie był w tym czasie ojciec gdy wujek wyginawszy się na wszystkie strony na łóżku, umierający? Na wakacjach. Po powrocie ojciec jedynie czym się zainteresował to konta bankowe wujka. Takim człowiekiem jest w wielkim skrócie. I tu dochodzimy do głównego problemu. Wujek chciał przed śmiercią przepisać mieszkanie różowej, ale nie zdążył i przeszło na ojca, który notabene przy wujku obiecywał że przepisze na córkę tak jak chciał. Różowa po skończeniu liceum wyprowadziła się i zamieszkaliśmy potem razem. Od tego czasu a już minęły 3 lata, ojciec ani razu nie próbował się kontaktować z córką, mało tego nawet jak jakiś list alimentacyjny od matki przyszedł to wyrzucał do kosza, z czego potem różowa miała problem z urzędem. Próbowała dostać się do domu, próbowała się kontaktować i nic. Pisała do niego, że potrzebuje pomocy, ma ciężka depresję, myśli samobójcze, nie radzi sobie w życiu, to typ nawet nie odpisał. Opowiada ludziom, rodzinie jaki to jest skrzywdzony i nawet chodzi na terapię nagadał na różową dużo rzeczy. W taki sposób jakby chciał ją zniszczyć na odległość. Mało tego okazało się, że to mieszkanie wujka niedawno sprzedał. Różowa załamała się kompletnie, bo w tej chwili zorientowała się, że dosłownie została bezdomna w wieku 22 lat. Potem zobaczyła przypadkiem że jej ojciec na fejsie szuka ludzi na wyjazd do hiszpani na wakacje Od tego czasu jest z nią gorzej, nie ma pieniędzy nawet na psychiatrę, straciła pracę, nie ma nic, żadnych perspektyw. Ja jako chłopak totalnie nie umiem jej pomóc, nie wiem w jaki sposób. Przez to że straciła mieszkanie straciła cześć kasy jaka by mogła przeznaczyć na siebie. Mogłaby sobie pozwolić na terapię, jakieś szkolenie itp lub opłacić studia. Sam niewiele zarabiam i nóż w kieszeni mi się otwiera, bo totalnie nie umiem jej pomóc, najchętniej to bym spotkał się z jej ojcem sam na sam i... Wiecie co. Ojciec jest nie pracujący po 70 , więc jeśli chodzi o jakieś alimenty to nie wiem czy jest sens żeby cokolwiek dostała a nawet trzeba zapłacić za adwokata to już nie ma na to pieniędzy. Nawet stypendium na studiach jest zależne od zarobków ojca. Więc jest jakby związana z nim na amen. Nawet na wpływ na mnie, na nasz związek, bo tylko między nami gorzej ostatnio.

Nie wiem czy Mirko to dobre miejsce na takie pytania ale nie wiem gdzie je zadac wiec... czy sa tutaj jacys ludzie ktorzy starali sie o dziecko i zdecydowali sie na in vitro? Okazalo sie ze jestem bezplodny, wyszlo to nawet po biopsji jadra - azoospermia, jestem zalamany i nie wiem jak powiedziec o tym rozowemu paskowi, bo jeszcze nie pokazalem jej wynikow. Kiedys rozmawialismy o in vitro i mowila ze nie mialaby nic przeciwko temu, ale zalozenie bylo takie ze rozmawialismy gdyby np. ona nie mogla zajsc w ciaze (borykala sie z problemami ginekologicznymi) przy uzyciu moich plemnikow jako dawcy. Z kolei teraz wychodzi na to ze przy in vitro trzeba byloby uzyc plemnikow dawcy... Jak wyglada ten caly proces? Wiem o refundacji i ze zazwyczaj trzeba kilka takich zabiegow (jeden zabieg invitro to kolo 20k zl), ale czy dostaje np. informacje jakies o dawcy, jak np. kolor wlosow/oczu? Tak naprawde wychodzi na to ze moja rozowa mialaby dziecko z losowym kolesiem, tylko ze bez stosunku seksualnego. Przygnebia mnie to strasznie. Boje sie i wiem ze to jest straszne, ale boje sie ze nasze dziecko byloby np. brzydkie lub obciazane wadami genetycznymi, bo nie wiadomo kto bylby dawca. Jak to wyglada dokladnie? #invitro #zaplodnienie #dzieci #ivf #rodzicielstwo #rodzice #rodzina #zdrowie #ojcostwo

Czy wasi rodzice (przede wszystkim ojcowie wychowani w komunie) też mają tak zwane zakute łby? Mój ojciec - skończył politechnikę z wyróżnieniem, jego rodzice również posiadali wyższe wykształcenie, ale na nich biorę wojenną poprawkę i wiek. Natomiast podejście do świata - no mam wrażenie, że chłop jest jak Jean Reno z filmu "Goście, goście", bo naprawdę przypomina człowieka rodem ze średniowiecza. Wiecznie mówi jak to kiedyś dobrze było (jakby był jakimś komunistą), wiecznie narzeka jak go okradali w podatkach. Strasznie polubił wieś i dodatkowo robił jakieś pararolnictwo, ale to było hobby, a nie żadne dorabianie. Prawie nigdy nie jeździł na urlopy i za dzieciaka nam nie wolno było jeździć na kolonie i obozy, a jak teraz jeżdżę to narzekania, że mógłbym na urlop przyjechać do nich odpocząć na wsi i trochę pomóc. I odkładanie kasy na tak zwaną czarną godzinę i oszczędzanie gdzie się da (poza oczywiście flaszką i fajkami i upychaniem żarcia jakby miała być wojna). Chciałem schudnąć i ogólnie lubię sport, to komentarze, że po co to robię, bo w tym czasie można zrobić coś pożytecznego (czytaj nadgodziny albo pomaganie im na wiosce). Nie mówiąc już o tym, jak osoby w jego wieku coś ze sobą robią. Za dzieciaka to nie można było rozwijać swoich zainteresowań, co najwyżej zadanka z matematyki i samodzielna nauka języka obcego z książeczka, bo po co płacić i wozić. Oczywiście jak dojrzewaliśmy i chodziliśmy na 18stki czy robiliśmy prawo jazdy, to komentarze, że za jego czasów nie było takich imprez, a prawo jazdy robiono po studiach i jesteśmy za młodzi. Na wiosce się zmieniło i nikt prawie nie ma ogródka i swoich warzyw, to komentarze, że trzeba ziemię zabrać i zagonić do roboty, jakby człowiek pracujący na etacie po robocie miał obowiązek harować. I oczywiście wieczne wymyślanie biznesów, tylko oczywiście nie dając swojego przykładu. I nie daj Boże mieć inne poglądy - kończy się to albo nawracaniem, albo awanturą. Oczywiście, żeby nie było - od kiedy jestem niezależny siedzę w mieście i staram się być w domu jak najrzadziej. #rodzina #polityka #psychologia #rodzice #dom

Wiem, że wykop to ostatnie miejsce do dzielenia się takimi rzeczami ale nawet nie mam się komu wygadać więc postanowiłem napisać co mi leży na sercu. Mam dosyć mojego małżeństwa. Z żoną jestem 15 lat, mamy dom na kredyt, dzieci, ale mam wrażenie, że dłużej nie wytrzymam. Od zawsze żona zarabiała dużo gorzej ale nie przeszkadzało mi to ani tego do pewnego etapu życia nie zauważałem (ale i też mieliśmy mniejsze wydatki). Niestety, potem pojawił się kredyt na dom, wydatki z nim związane, dzieci i koniec końców, ja odpowiadam za 80 procent budżetu w rodzinie. Kredyt, rachunki, wakacje, auto, wyjścia 'na miasto', opłaty związane z dziećmi - wszystko pokrywam ja z mojej kieszeni. Żona oczywiście robi zakupy spożywcze, kupuje dzieciom ubrania, jakieś duperele do domu ale praktycznie na tym się jej wkład finansowy kończy. Rozmawiałem z nią nie raz o tym jak się czuje z takim obciążeniem psychicznym (bo mam wrażenie, że ta mi siada i żyje w ciągłym stresie) i niby to rozumie ale nic to nie zmienia. Kiedyś rozmawialiśmy o jej zmianie zawodu, dorywczej pracy (ma dużo czasu) ale na rozmowach i zapewnieniach się kończyło. Po prostu - jest leniwa i nie będę kłamać że tak nie jest. Najgorsze jest moje poczucie, że cokolwiek chciałbym kupić w życiu dla rodziny, musi iść z mojej kieszeni. Wycieczka za granicę? Ona grosza nie dołoży. Nowe auto? Na mojej głowie. Ogród? Muszę na niego oszczędzić. Żeby być klarownym - nie brakuje nam środków do życia, mimo tego powyższego coś oszczędzam co miesiąc jednak czuje się jakbym żył z pętlą zaciśniętą na szyi i każdy większy wydatek przekalkulowuje na najbliższa wypłatę bo wiem, że finansowego wsparcia od nikogo nie dostanę. Przez głowę przeszedł mi nawet rozwód. Kij z alimentami, kij z domem za którego ja zapłaciłem w 95 procentach. Nie mogę jednak pogodzić się z tym, jakby zareagowały moje dzieci i żeby miały do mnie żal. Jedno jest w wieku że zdałoby sobie sprawę co się dzieje, drugie jeszcze nie. Wiem, że pewnie usłyszę, że lepiej dla nich żyć z rozwiedzionymi rodzicami aniżeli nieszczęśliwymi ale nie mogę tego sobie wyobrazić. Nie mogę wyobrazić sobie nie widzieć ich dzień w dzień, nie zajmować się nimi, nie spędzać z nimi czasu czy świąt. Za bardzo je kocham. Nie wiem co mam robić. Nie wiem po co piszę ten wpis. Nie wiem jak zmienić mój los. Może ktoś miał podobną sytuację i przechodził rozwód z dziećmi? Nie baliście się jak odbije się to na ich psychice? Na Waszych stosunkach? #gownowpis #zwiazki #rodzina #malzenstwo #zalesie

Czy to normalne że ostatnio coraz bardziej rozważam zerwać ze swoją dziewczyną … z uwagi na jej rodzinę która z mojej perspektywy wyznaje zacofane podejście do życia i złe wartości polityczne przez co nie potrafię z nimi znaleźć nici porozumienia? Moja dziewczyna nic z tym nie robi, jedynie przytakuje na wszystko. Moja dziewczyna pochodzi z małej wioski na wschodzie Polski. Krzywo patrzą na ludzi z miasta, żyją na pokaz, wydają więcej niż mają a jedynie co się dla nich liczy to praca na etacie, małżeństwo i szybko dzieci i najważniejsze, żeby szybko na emeryturę przejść. Mało kto z nich doświadczył życia poza tą wioską. Podejście zacofane, jakbym się cofnął 20 lat w czasie. No i ciągle te biesiadowanie, sentymenty jak to kiedyś było cudownie i gadanie o niczym zamiast cieszyć się życiem i poznawać świat. Najlepiej zapuścić korzenie i przygotowywać się na śmierć. Mimo że szanuję każdego bez wyjątku, bo sam byłem wychowany w takiej rodzinie lata temu, w końcu granica została przekroczona. Pojawiła się w naszych rozmowach polityka. Od paru miesięcy ciągle słyszę gadanie że wojna na Ukrainie to skok na kasę, że to kłamstwo, że to wina Ukrainy i że „to nie nasza wojna”, Rosja przecież nie chce nas zaatakować, to przyjaciele. Większą sympatię żywią do Rosji niż do Ukrainy bo Ukraińcy im pracę zabierają. I sama ta świadomość jakoś mnie męczy psychicznie. Gdy sobie pomyślę że przez małżeństwo tamta rodzina stanie się również po części moja rodzina, jakoś to nie wpisuje się w mojej księdze zasad. Tematy polityczne nie są główną przyczyną, ale napewno przyczyniły sie do wzmocnienia moich negatywnych odczuć. #zwiazki #rodzina #polityka #wojna

Albo mam syndrom jakiegoś poszkodowanego dziecka albo faktycznie coś w tym jest. Jestem środkowym dzieckiem, mam młodsza siostrę i starszego brata. Zaraz po liceum wyjechałem za granicę aby zarobić kasę, po dwóch latach wróciłem do kraju poszedłem na studia i teraz mam stabilna bardzo dobrą pracę. Utrzymywałem się przez ten czas sam. W międzyczasie moja siostra skończyła jakieś studia ale poszła na kolejne, prestiżowe studia z branży mojej mamy. Łącznie studiuje już 9 lat i przez ten czas jest utrzymywana przez moich rodziców. Tzn była bo teraz już ma męża więc radzą sobie sami. Mój brat natomiast pracuje w takiej branży, że czasem można go dojrzeć gdzieś w tv. No i tak mama się chwali koleżankom jaka ma córkę a tata kolegom że jego syn w tv. A o mnie to jakoś nikt nie pamięta. Tzn przypominają sobie jak trzeba coś w domu zrobić, coś załatwić coś ogarnąć. I nie zrozumcie mnie źle bo mam bardzo dobrych rodziców, normalni ludzie, dobrzy ale mam wrażenie że jakoś z mojej perspektywy to nie do końca uczciwie do nas podchodzą mimo że oczywiście twierdza że jest inaczej. Brat chciał grać w młodości w pilke? Nie ma problemu, tata go woził jeździł na mecze. Siostra chciała grać na instrumencie? 10 lat z nią mama jeździła. Ja chciałem grać w hokeja - pojechaliśmy do klubu i jak gość powiedział ze zapisy za parę miesięcy to tyle właśnie hokej widziałem. Chciałem kiedyś być pilotem jakoś w gimnazjum - nikt mnie do tego nie popchnął, nie dopilnował, nie zainteresował się. Siostra chciała zdobić drugie studia - nie ma problemu. Ostatnie miesiące to nawet nie chce mi się jechać do domu ani dzwonić, jadę udaje że chętnie przyjeżdżam i tyle. Mam jakiś taki żal do rodziców, że uważam że potraktowali mnie gorzej mimo, że oni się zapieraja nogami i rękami, że tak nie było nigdy. Mam wrażenie, że przez to ze przez długi czas radziłem sobie jakoś sam dobrze to założyli ze w sumie to ja se dam radę i olać. Dzisiaj nawet z różowa o tym gadałem bo ostatnio potrzebowałem pomocy w małym remoncie, żeby ktoś doradził doświadczonym okiem ale się nie doczekałem. I tak koniec końców stwierdziłem ze chyba bym chciał mieć już taka swoją rodzinę bo od tej która mam to czuje ze coraz bardziej się oddalam. #gorzkiezale #gownowpis #rodzina #relacje #zalesie

Nienawidzę swojego teścia. Chłop odciął się od rodziny na 20 lat, uciekł za granicę i tam ułożył sobie życie. Zachęceni jego opowieściami i sytuacją w Polsce, pojechaliśmy do kraju, w którym się osiedlił. Niestety, w międzyczasie wyszedł z niego kawał chuja. Różowa wielokrotnie przez niego płakała, on też wielokrotnie nam coś dojebał – niby w żartach, niby na serio, ale zawsze bolało. Oboje mamy go dosyć i wracamy do Polski. Mam ochotę napisać mu kilka ciepłych słów przed wyjazdem. Co sądzicie – napisać i nawrzucać chujowi, ile wlezie (w sumie sama prawda), czy wrócić do Polski i zapomnieć? #zwiazki #tesciowie #rodzina

Powalona sytuacja z majątkiem. Może ktoś miał podobnie, może ktoś da wskazówki jak nie dać się wykorzystać? Rodzice mają duży dom. Wychodzi średnio 80-100m2 na piętro a są 2 plus parter, garaż, balkony, ogród. Dodatkowo jest jeszcze jedna działka. W domu rodzinnym mieszka moj brat, który ma 2 dzieci i jego żona i rodzice. Drugi brat mieszka u teściów z dziećmi i żoną, ale będzie przepisana tez na jego żonę cala działka z domem, więc on tu nie wróci. Nasi rodzice boją się jeszcze przepisywać majątku "bo różnie bywa i jeszcze czlowiek trafi na bruk", choc moi bracia maja 40 lat, a ja 27. A sami rodzice dużo wcześniej mieli przepisany majątek. Plan jest taki, że "koniecznie po slubie wg rodzicow i brata xd" zamieszkam na jednym piętrze w domu. Akurat mi by to nie przeszkadzało, bo w wynajmowanym mieszkaniu w bloku i tak mam dużo gorsze warunki i musimy dużo płacić z chłopakiem, a chciałabym coś zaoszczędzić. Brat w zasadzie już sobie korzysta z mieszkania w domu rodzinnym z rodziną i nigdy nic nie wynajmował. A ja będę mogła po ślubie lub sama. Xd Miałabym mieszkać w tym domu z rodziną brata na innym piętrze i rodzicami na parterze i spłacać drugiego brata, albo dostawać kasę i rodzice pomogliby spłacać temu bratu mnie i tamtego brata. Wszystko fajnie, ale za jak taki dom, w który było tyle zainwestowane kupę kasy mam dostać 100 tys to trochę xD I jeszcze on nie spłaci nas do śmierci, w życiu, a już korzysta z tego że tam mieszka, a ja nie mam nic, bo nawet nikt z rodziny mi nie pomaga, a mama od wielu lat robi za darmową opiekunkę do dzieci rodzeństwa i mi tylko narzeka, że jest zmęczona. Jeszcze był pomysł oddania mi działki, ale ta działka jest na wsi, która ma jedną ulice i daleko jest od wszystkiego. Ponadto nie wiem czy kiedykolwiek będzie stać mnie na kredyt na wybudowanie domu... Oczywiście rodzice się upierają, że będzie po równo xD i nie ma innej mowy. Tylko jakie porówno jak nawet w domu rodzinnym byśmy zostali to brat już zajął ponad połowę podwórka? Ma 2 dzieci i niedługo 3, a my moze zostaniemy z psem? Wiadomo, że im się wtedy więcej należy. Zapewne tez parter zostanie po rodzicach? Domu nie sprzeda, bo i tak będzie ciężko, a sam jest zbyt leniwy, żeby wybudować coś samemu. Czemu mielibyśmy po tyle samo spłacać drugiego brata? Ja rozumiem wielkość rodzin, ale to chyba nie znaczy że mając dużo mniej mam płacić tyle samo? #majatek #nieruchomosc #splata #rodzina

#rodzina #patologiazmiasta #depresja Różowa miała bardzo ciężko w życiu. Matka alkoholik, a ojciec miał ją totalnie w dupie. Miała wujka który był dla niej jak ojciec. Po skończeniu szkoły średniej postanowiła się wyprowadzić(i tak miała się wyprowadzić na studia). Wujek przed śmiercią chciał przepisać jej mieszkanie, ale był w takim stanie już, że różowa postanowiła tym się w tej chwili nie zajmować(mieszkanie po śmierci miało przejść na brata wujka czyli jej ojca). To chyba normalna reakcja gdy ktoś umiera. Po wyprowadzce, jej rodzina dosłownie się od niej odcięła, mimo że ona po czasie próbowała jakoś się skontaktować, nawet jechała 300 km to ojciec zabarykadował się w środku. Dosłownie zero kontaktu ze strony ojca, nie interesował się czy ona w ogóle żyje. Przez ponad 3 lata nie zadzwonił, nie napisał, nie odpisał, nie oddzwonił, mimo depresyjnych wiadomości od różowej. Teraz się dowiedzieliśmy, że to mieszkanie jej wujka, które było dla różowej jakby hmm wszystkim jeśli chodzi o jej rodzinę, zostało sprzedane prawdopodobnie. Przez ojca który był na wakacjach jak jego brat umarł. Pogrzebem zajmowała się jego córka czyli moja różowa, wszystkim dosłownie. Ojciec który po powrocie z wakacji(parę dni po pogrzebie brata) jedynie czym się interesował to kontami bankowymi brata. Ojciec przyrzekał jej, że wtedy przed śmiercią, co miało być przypisane dla różowej mieszkanie, mówił, że zrobi to niebawem i by się nie przejmowała. Teraz nie dość, że różowa przeżywa grzechy własnych rodziców, mierzy się z depresją i innymi stanami, nie ma żadnych oszczędności, nie ma pieniędzy na terapie(która jest spowodowana "rodziną") to dowiaduje się czegoś takiego. I to wszystko jeszcze bardziej ją dobija, jest jeszcze w gorszym stanie. Miała by miesięcznie ok 1500 zł dodatkowych pieniędzy na życie, mogła by się wprowadzić tam po studiach i jakoś zacząć żyć, nie ma nic. Jej ojciec to taki człowiek, który nie dawał jej grosza na NIC zupełnie, na lekarzy włącznie, mówił że nie ma kasy, po czym za jej 500+ kupował sobie rowery elenktyczne po >10k, a nie pracuje od ok. 15 lat. Tym wszystkim(opłatami za lekarzy, szkoły, gitare np czy cokolwiek) zajmował się wujek. Nie wiem po co tu piszę, bo wiem że nic się nie da zrobić, ale też sam jestem bezradny.

jestem korpoludkiem, dobijam do 30. prace mam raczej dobrze platna, zdalna, w miare stabilna, z jakimis tam perspektywami zeby zarabiac wiecej, ciesze sie tez dobra opinia na temat mojej pracy. z wyksztalcenia jest prawnikiem, ale nie pracuje w zawodzie - kiedys szwedalem sie po kancelariach, ale juz tego nie robie, zadecydowalo tutaj wiele kwestii. dochodzimy do clue... do dzisiaj zastanawiam sie czy skret ktory kiedys zrobilem nie byl niewlasciwym wyborem. moja oryginalna ambicja w trakcie studiow byla aplikacja sedziowska (lub prokuratorska), jednak z paru powodow (glownie finansowych) odszedlem od tego pomyslu. powiedzmy, ze zblizam sie do stabilizacji finansowej. ostatnio pozbylem sie w wiekszosci oszczednosci przy transakcji, gdzie rodzice pomogli mi kupic "docelowe" mieszkanie tj. takie w ktorym bede mogl zamieszkac z dziewczyna (konczy studia lekarskie). do egzaminu wstepnego na aplikacje moglbym podejsc i w tym roku, chociaz przyznaje, bede mial na koniec roku niesatyfakcjonujace oszczednosci (zostanie mi, liczac wszystko, max jakies 80-90k, raczej troche mniej). na czym polegaja moje problemy: 1) hajs na aplikacji - podczas aplikacji nie mozna podejmowac zatrudnienia, zyje sie wylacznie ze stypendium, ktore od lat jest zatrwazajaco niskie (okolice minimalnej), jest to o tyle smieszne, ze aktualne stypendium jest tylko o 1k (z haczykiem) wieksze niz to, ktore wyplacano w 2011. tak wiec, 3 lata ostrej biedy. dziewczyna (pewnie przyszla zona) chce mnie wspomoc kiedy bedzie juz na stazu/rezydenturze, ale wiadomo, ta relacja, jak kazda inna, moze sie rozpasc, stad jest to jakies tam ryzyko. 2) sama aplikacja - sprowadza sie do tego ze raz na miesiac trzeba jechac w tygodniowa delegacje do krakowa, gdzi jest sie de facto na studiach dziennych, a przez pozostaly czas aplikacji robi sie fikolki w sadzie. z jednej strony lubie sie uczyc, z drugiej strony boje sie duzej ilosci nauki w takim wieku, no i boli mnie troche ze bede musial kolejne lata spedzac przy biurku uczac sie czegos po pracy... jakby, w sumie czego bym nie robil to widze to troche jako strate czasu/jest to wszystko bezsensowne, ale jednak mniej boli cos co jest bezwysilkowe, jakies ogladanie serialu czy granie w gre, nizeli sleczenie nad ksiazkami 3) przyszlosc po aplikacji - zakladajac optymistyczny scenariusz ze nie wjada nam tutaj czolgi i bedzie sie dalo normalnie pracowac, po aplikacji czekaja mnie 4 lata pracy jako asesor, po ktorych zostane sedzia... nie ma sie co oszukiwac, to zajebiscie duzo czasu. fakt, asesor to juz prawie sedzia, nie zarabia tak znowu duzo mniej... ale jednak jak juz isc na ta aplikacje to przydaloby sie jednak tym sedzia potem zostac. zostalbym sedzia troche przed 40... ale nieduzo 4) rodzina - przechodzimy plynnie tutaj... zastanawiam sie na ile glupim pomyslem bedzie plodzenie przynajmniej jednego dzieciaka bedac na aplikacji. chyba niezbyt madrym, z drugiej strony... kiedy bedzie lepszy moment? moja mlodosc sie juz konczy, po skonczeniu aplikacji bede jeszcze relatywnie mlody, chociaz juz te pare lat po 30. dziewczyna jest mlodsza, wiec chociaz tyle dobrze, ale tez bedzie sie juz do 3 sprzodu zblizac, stad trzeba sie juz bedzie troche spieszyc, a i tak bedziemy starszymi niz mlodszymi rodzicami. zawsze sie mowi o tym ze dla lekarki najlepszym momentem na dzieciaka jest rezydentura, stad to okienko nie bedzie zbyt szerokie 5) zapierdol po aplikacji - fakt, niby fajnie bedzie byc takim jako tako gigachad urzednikiem... ale z drugiej strony pierwsze lata to pewnie bedzie staszny zapierdol, szczerze mowiac to ciezko powiedziec czy temu podolam bedac juz 30paro latkiem. faktem jest, ze bedziemy pracowac do smierci... ale wolumen tej pracy nie bedzie mogl byc taki sam jaki byl majac wczesne 20 lat majac pozne 30 itd. 6) a co jesli mi sie sedziowanie kiedy juz je poznam od podszewki nie spodoba - to juz sznur zostaje ze tyle zycia przepalilem na glupoty xD no ogolnie to boje sie ze calkowicie rozpierdole sobie zycie w imie niespelnionej ambicji/checi uzyskania jakiegos wyzszego statusu spolecznego (a przynajmniej tak mi sie wydaje, ze bardziej szanuje sie sedziego niz korpoludka). niestety, nasz czas na ziemi nie jest z gumy, a ja jestem juz troche stary... #praca #korposwiat #pracbaza #zwiazki #tinder #prawo #rodzina #dzieci

Wasi ojcowie też są tacy wybrakowani w sferze emocjonalnej, że gdyby nie utrzymywanie rodziny czy jakieś drobne przysługi dla was, to zastanawialibyście się, czy was w ogóle stary lubi? xDDD W sensie rlację mam absoslutnie normalną. Mogę na ojca liczyć, czasem pogadamy itd. Ale na koniec dnia, nie mogę powiedzieć, żebym jakoś dobrze go znał i vice versa. Po prostu jest jakaś taka przyziemność tej relacji i jakaś taka bariera. Wolałbym z obcym chłopem gadać o sprawach sercowych i emocjonalnych niż z własnym ojcem xD #kiciochpyta #rodzina

Hej! Tysiące myśli w głowie.. Sprawa wygląda tak.. Jesteśmy we dwoje i mamy dwójkę dzieci nastolatkę i noworodka. Wynajmujemy małe mieszkanie, chociaż mamy miesięczny dochód ok 20 tys zł. Do tej pory mieszkanie wystarczało, niestety po pojawieniu się nowego członka rodziny zrobiło się ciasno.. I teraz, mamy działkę, pozwolenie na budowę i trochę odłożonych pieniędzy. Chcieliśmy się budować. Ale przeraża nas ten czas.. Przy dobrych wiatrach 2 lata budowy. Pojawiła się myśl żeby wynająć większe mieszkanie o wysokim standardzie. Ale ceny oscylują w granicy 4.000 zł. I wiemy, że wtedy temat budowy by umarł.. Nie wiemy co robić.. Czy zacisnąć zęby i dusić się w małym mieszkaniu i się budować. Czy wynająć duże mieszkanie i odłożyć budowę na świętego Dygdy.. #budujzwykopem #dzieci #pytanie #zalesie #pytaniedoeksperta #mieszkanie #budowa #rodzina #corobic

#psychologia #rodzina #pytanie Matka 3 dni w szpitalu z powodu usunięcia kamieni żółciowych, 35 min od mojego zamieszkania. Czy jechalibyście odwiedzić, czy nie ma sensu? To duże utrudnienie, bo praca itd. Czy pojechalibyście do niej do domu jak już wyjdzie? U nas w rodzinie nigdy nie było emocji ani mówienia o nich i nie mam pojęcia, jak się zachować i co jest oczekiwane. Osobiście na jej miejscu miałbym to gdzieś i w sumie wolałbym sam tam pobyć te 3 dni

Jak przekonać matkę, że nie mam ochoty podwozić i zabierać córki sąsiadki do i z pracy? Mieszkamy na osiedlu podmiejskim. W odległości 1 km jest przystanek autobusy (fakt - autobus jeździ rzadko), a 4 km dalej jest kolejny przystanek, gdzie są już 2 autobusy. Pracuję w mieście oddalonym o 24 km. Dojeżdżam autem, które specjalnie na tę okoliczność kupiłem. Oszczędzałem mocno przez trzy lata, miałem trochę odłożonych pieniędzy wcześniej, dobrałem niewielki kredyt i kupiłem sobie dacię w gazie. Właśnie m. in. po to, żeby mieć spokój z dojazdami i w miarę budżetowo się to składało. Tymczasem córka sąsiadów, z którymi mama się przyjaźni (lvl 23, ja 26) skończyła studia i też zaczęła dojeżdżać do pracy do miasta. Ja jeżdżę na 9, ona na 8:30. Zapytała mnie czy mógłbym wyjeżdżać wcześniej i ją zabierać (nasze zakłady pracy są dosłownie obok siebie) ze sobą, a wracając ona by na mnie czekała i bym ją przywoził. Odmówiłem, bo po pierwsze się prawie nie znamy (poza "cześć" nie zamieniliśmy ze sobą słowa wcześniej), a po drugie jestem introwertykiem, nie lubię towarzystwa innych, chcę mieć w aucie spokój. Ona powiedziała o mojej odmowie swojej matce, a ta mojej. I od tej pory matka mi truje głowę po kilka razy dziennie, że "powinienem Zuzę wozić i jeszcze porozmawiać, pożartować" i generalnie zabawiać ją rozmową, pajacować. Normalnie bym to olał, ale chcę mieć poprawne stosunki w domu, nie stać mnie na wyprowadzkę, chcę w ciągu roku spłacić auto i ewentualnie wtedy myśleć co dalej. Jakiego argumentu użyć wobec mamy boomerki? #vejt #rodzina #pracbaza

Spójrzcie proszę z boku na skomplikowaną sytuację, oceńcie i napiszcie co uważacie. Jestem lvl 30, mam siostrę lvl 37. W przeciągu ostatnich 5 lat przeżyliśmy serię nieszczęść w rodzinie. Najpierw w odstępie miesiąca zmarli rodzice naszego taty. Rok później w odstępie kwartału rodzice naszej mamy. Kilka miesięcy później mamie zdiagnozowano nowotwór i rok później mama nie żyła. I w końcu tata 2 lata temu zginął w wypadku samochodowym (nie ze swojej winy). Straciliśmy łącznie 6 najbliższych członków rodziny. Mama i tata byli jedynakami, więc w zasadzie nie mieliśmy poza nimi i dziadkami nikogo innego. Z drugiej strony nigdy szczególnie nie byliśmy z siostrą blisko. Mamy kompletnie odmienne charaktery. Ja spokojny, introwertyczny, nieśmiały, lubiący stabilizację. Ona wybuchowa, przebojowa, nie usiedzi na miejscu. No ale relacje mieliśmy poprawne. Droga życiowa potoczyła nam się zupełnie inaczej. Ja skończyłem farmację i poszedłem pracować do korpo, ona przerwała studia pedagogiczne, wyjechała zagranicę, później wróciła i pracuje dorywczo, nie znalazła pomysłu na siebie. Wiązała się z nieodpowiednimi mężczyznami, ma córkę z niespełnionym artystą, który na wieść o ciąży uciekł zagranicę i nie ma z nim kontaktu. Po dziadkach i rodzicach dostaliśmy w sumie 3 mieszkania w miastach powiatowych, trochę oszczędności i pieniądze z polisy. Mieszkania i majątek sprzedaliśmy i podzieliliśmy się po równo. Wyszło całkiem ładnie "na start" po prawie 600 tys. zł. Ja natychmiast kupiłem sobie niewielkie mieszkanie (kawalerkę) w Warszawie w centrum. A ściśle rzecz biorąc dobrałem kredyt na 20 lat i kupiłem, bo wiadomo jakie są ceny. Siostra z kolei otworzyła salon kosmetyczny, później fryzjerski, trochę podróżowała i straciła większość pieniędzy. W efekcie ze swoim byłym partnerem (nie ojcem dziecka) wzięła kredyt na 2-pokojowe mieszkanie w niewielkim mieście, gdzie zamieszkała z córką i pracuje w urzędzie. No i tydzień temu odezwała się do mnie z płaczem, że z pensji gminnego urzędnika nie starcza jej prawie na nic, jej były i współwłaściciel mieszkania nachodzi ją i robi problemy, a ona nie chce żeby przychodził (chociaż spłacane mieszkanie jest w połowie jego) i że chciałaby zaoferować córce coś więcej i spróbować od nowa w Warszawie. Poprosiła mnie, czy skoro ja pracuję zdalnie to mógłbym przynajmniej na rok przeprowadzić się do niej, a ona zamieszkałaby w moim mieszkaniu w Warszawie z córką i tu spróbowała znaleźć lepszą pracę. I nie wiem jak postąpić. Życzę jej jak najlepiej, żal mi jej i jej córki, która nic nie zawiniła, ale z drugiej strony nie chcę się przeprowadzać z Warszawy na prowincję, nie znam jej byłego, z którym ma wciąż wspólny kredyt i w ogóle jakoś mi się to nie widzi. Rodzice pewnie namawiali by mnie, żebym jej pomógł w ten sposób. Nie ukrywam, że się też boję, bo ona nie jest stabilna w emocjach... Jak byście postąpili chcąc szczerze pomóc siostrze i jej małej córce (lvl 4)? #vejt #rodzina

Mirko, pomóżcie mi. Mam dziewczynę (jeszcze nie żonę czy narzeczoną). Mieszkamy w dużym mieście, do swoich rodzin mamy po 2-3 godziny drogi. O ile ja nie jestem jednostką, która jakoś szczególnie dba o relacje rodzinne i wystarczy mi jak dwa razy w roku odsiedzę święta, to tam jest inaczej. Prawie codziennie telefony, jakby była na I roku studiów i przyjechała z wiochy do miasta. Czyli meldunek, co robiła, co jadła, itd. I o ile to bym wybaczył, to chce tam jeździć co 2-3 tygodnie i co gorsza mnie tam ciągnąć. Byłem trzy razy, ale serio chyba wolałbym pracować w weekendy niż siedzieć z jej rodzinką na wsi. I żeby nie było - nie mam nic personalnie do jej rodziny, po prostu szkoda mi czasu. I teraz słyszę, że nie mam do niej szacunku. Boję się pomyśleć, co będzie kiedy będą zaręczyny i małżeństwo. Jest nam dobrze i głupio byłoby się rozejść z takiego powodu. #rodzina #rozowepaski #zwiazki

Jezu ale ja nienawidzę przyjeżdzać do mojej dziewczyny. Mówiłem jej o tym mnóstwo razy a ta nadal nalega. I teraz siedzimy w salono-kuchni a obok jej rodzice a w pokoju jej brat xD Zero prywatności. Dziwi się, że wolę przeglądać memy niż rozmawiać z nią lub jej rodzicami z którymi nawet nie ma o czym rozmawiać XDD No chyba, że oglądasz też hiszpańskie telenowele. Ja nie wiem jak można robić sobie dzieci i żyć w kawalerce. #patologiazmiasta #zabijciemnjepls #japierdole #mieszkanie #rodzina #dziewczyna #logikarozowychpaskow

Relacja ojciec-babka: Jak ten się napije, to gada mądrości, jaka jego matka była wspaniała czy "nosiła go pod sercem". Wiecznie ją próbował zadowalać wszelkim kosztem (dzieliło ich 50 km). Przykładem są zakupy. Zamiast odhaczyć listę, to jak nie mógł czegoś znaleźć, to robił gonitwę po sklepach i ryneczkach. Więc zakupy zamiast 1 godziny trwały 3 godziny. Była akcje z poszukiwań jabłek Cortland na mieście albo wycofali jakieś pieczywo chrupkie Chaber i była gonitwa po mieście. Oczywiście mamusia nie chciała odwiedzać lekarzy czy miała dietę, to tutaj ojciec nie potrafił się jej postawić. Albo babka miała wizję rodziny wielopokoleniowej, że ktoś zostanie z rodzicami. Wiadomo było, że to nie wyjdzie już w czasie studiów, ale ojciec uciekał się do wszystkiego, żeby zadowolić mamusię - kłamał, że wnusio siedzi w wielkim mieście tylko z powodu pracy, często przyjeżdża do domu na weekendy, strasznie tęskni i ogólnie jest ideałem. Naturalnie jak nie chciało mi się przyjechać grać teatrzyk, to proszono mnie o telefon do babci, że pracuję w weekend, jestem chory albo jestem u rodziców, ale nie damy rady przyjechać. Bywało tak, że jechałem tylko do niej i z powrotem, a jak raz się wygadałem, że od razu wracam do miasta, bo nudzi mnie weekend na wiosce czy innym razem po pytany o samopoczucie i odpowiedzi "dobrze, ale jestem na kacu", to ojciec miał stan przedzawałowy i po wizycie mówił mi, że nie wolno jej martwić (a znam kolegów, co sobie pili na wesoło z dziadkami). I wiecznie mnie prosił, żebym jeździł 100 km i jak nie do domu na weekend, to chociaż do niej, żeby starowinka miała trochę radości. Relacja ja-matka: Z biegiem lat przestałem udawać, jaka nasza rodzina jest wspaniała i cudowna. Kiedy chorowała, to pozwoliłem jej nocować u siebie jak miała badania i leczenie, ale jak dowiedziałem się, że rodzeństwo jest faworyzowane i obdarowywane, a mi za bardzo nie chciano pomóc kupić mieszkanie, to przestałem ją nocować mówiąc, że chyba stać ich na noclegi w dużym mieście. Oczywiście zignorowałem tłumaczenia, że ona nie jest osobą decyzyjną w kwestiach finansowych. No i przyznam się, że jej regularne wizyty mnie męczyły i miałem konkretne pretensje, o czym nie omieszkałem się powiedzieć. Jak mnie prosiła o przyjazd, to moją reakcją nie było "ale fajnie, chętnie przyjadę" tylko "czego chcecie, byłem niedawno". Mówiłem jej, że jest głupia i uległa przy rodzinnych problemach, a nie udawałem jak ojciec wobec babki, że jest bardzo mądra. I wprost powiedziałem, że ja nie mam takich pokładów empatii i cierpliwości jak ojciec w stosunku do babki i nie będę dla niej chodził na 3-godzinne zakupy. Od kilku lat zacząłem okazywać niezadowolenie i nie mam potrzeby częstych kontaktów. Czy ja jestem żle wychowanym socjopatą, czy to z moim ojcem jest coś nie tak? I zanim coś napiszecie, jak babcia żyła to mniej więcej jeździłem co miesiąc. Bardziej z poczucia obowiązku niż szczerego przywiązania. Teraz widuje się raz, może dwa razy w roku. #psychologia #rodzina #zycie

Czytam już któryś raz, błędne rozumienie, czym był i po co funkcjonował **posag**. Wytłumaczmy wiec, jak to wyglądało: -Rodzina kobiety wnosiła "posag", mężczyzna natomiast musiał zapewnić "wiano" lub "oprawę" (każda ze stron musiała zapewnić taka opłatę). -Posag po ślubie nadal należał do kobiety/żony, miał jej być wypłacony w razie rozwodu lub owdowienia. -Mąż tym posagiem miał zarządzać, nie mógł go wydać, a zabezpieczeniem było wniesione przez niego wiano. -Mąż miał gospodarować wianem należącym do żony, w taki sposób by nie został on roztrwoniony, posag po rozwodzie lub śmierci męża miał wrócić nietknięty do żony lub jej rodziny. -Rodzina żony zwrotu posagu żądała od rodziny męża, jeżeli on sam go nie zabezpieczył. -Posag mógł być używany tylko i wylacznie na cele związane z utrzymaniem rodziny. -Meżczyna, który stracił posag jak i jego rodzina okrywała się hańba i lokalna społeczność zrywała z nimi kontakt, interesy, odrzucała; dlatego rodzina męża wolała spłacić długi względem posagu. Mężczyzna taki stawał się odrzuconym przez środowisko gołodupcem. Był skreślony w oczach kontrahentów, sąsiadów, rodziny, innych kobiet. !ukryty tekst Nie mam już konta, wiec pisze z anonima, ale czasem jeszcze lurkuje! ( ͡° ͜ʖ ͡°) Dodaje przede wszystkim tagi, gdzie widziałem ten błąd i ogólne. #historia #przegryw #p0lka #demografia #dzieci #rodzina #logikarozowychpaskow #niebieskiepaski #kobieta

Kupiliśmy w ubiegłym roku z różową dom na wsi. Dom starszego typu z lat 80., w takim starszym domu jest sporo rzeczy do naprawy czy odnowienia, wyremontowania. Ale szcześliwie (jak się okazało nie do końca), w pobliżu mieszkają teściowie - emeryci, którzy chętnie nam ze wszystkim pomogą, tym bardziej, że teścio to były budowlaniec. Na początku wyglądało to idealnie, kupujemy tylko potrzebne materiały itd. i wspólnie z teściem remontujemy dom, on się zna na wykończeniówce, my pomożemy, będzie idealnie. Bezinteresowna pomoc ze strony teściów. Oczywiście wszystko to kosmetyczne prace typu malowania, szpachlowanie pęknięć, wymiana drzwi, prace ogrodowe/podwórkowe, drobne naprawy itd itp. Na początku było super, natomiast z biegiem czasu zauważyliśmy bardzo dziwną tendencję: im więcej teściowie nam pomogli, tym bardziej czuli się jak u siebie.. aż za bardzo. Na początku dogadywali z nami wszystko, był bardzo zdrowy dystans "my jesteśmy właścicielami, my spłacamy za to kredyt, więc naturalnie my decydujemy, oni nam pomagają bezinteresowanie, bo sami chcą, bo i tak mają czas i dla nich to w sumie jakaś frajda, mają zajęcie - jak mówili". Niczego nie wymuszaliśmy, o nic nie prosiliśmy, wszystko działo się proaktywnie. Z biegiem czasu i z biegiem kolejnych "zasług" zaczęliśmy mieć coraz mniej do powiedzenia, zaczęli za nas decydować do takiego poziomu, że dogadywali ze znajomymi fachowcami już grubsze zmiany instalacji i przebudowy totalnie bez naszej wiedzy i bez zgody (a oczywiście doecelowo to my płacimy). Czyli super kreatorzy i projektanci, tylko za nie swoje pieniądze i w nie swoim domu. Zmiany w ogrodzie - wycięcie tego drzewka, przesadzenie tego - totalnie po swojemu, dowidujemy się wszystkiego po fakcie. Reoreganizacje w domu - wyjeżdzamy oboje do pracy, wracamy a tu wszytsko poprzestawiane, pozmieniane "na ich widzimisię", bez dogadanie z nami, potem musimy dzwonić i pytać gdzie co jest, bo sami układaliśmy inaczej. Weekend po cięzkim tygodniu? Zapomnij, przychodzą z samego rana i sobie działają, bo im pasuje. Do tego wszystkie remony miały chore tempo, my pracujemy, a nie mieliśmy ani wolnych wieczorów, ani wolnych weekendów bo "trzeba działać!". Budowanie w nas przekonania, że bez nich sobie nie poradzimy i nawet nie ma co dzwonić po fachowców, przecież my zrobimy! To tylko przykłady z całego szeregu innych decyzji, mniejszych i większych. Oczywiście dycyzje są podejmowane, realizowane, a my ( a w zasadzie ja) jesteśmy tylko od opłacania lub zwracania pieniędzy za paragony. Czujemy się nie jak u siebie, tylko jakbyśmy mieszkali u nich, albo co najmniej w domu przez nich podarowanym. Oczywiście nic z tych rzeczy, na wkład własny odkładaliśmy sami latami, mieszkając na wynajmach bez niczyjej pomocy. Różowa w pewnym momencie nie wytrzymała i pokłóciła się z nimi, resumując jej wywód słowami "chcemy u siebie być.. u siebie". Wiecie jaką odpowiedź otrzymała? "Ale my wam pomogliśmy!", a potem "No bardzo ładne podziękowania!" (wywołanie poczucia winy w nas). Czyli w ich mentalności "pomoc" oznacza nabycie prawa własności? My wam niby bezinteresowanie pomogamy, ale macie z tej "bezinteresowności" taki dług wdzięczności, że się nigdy nie wypłacicie, a my mamy prawo robić co chcemy? Totalnie mnie to rozbiło, gdybym mógł cofnąć czas to nie zgadzałym się na żadną pomoc, wolałbym prostsze prace wykonać powoli samemu, a do trudniejszych rzeczy zamawiać fachowca albo zrobić je dopiero za rok czy kiedykolwiek. Opłacam fakturę, do widzenia i nie mam żadnych "długów wdzięczności". Jak teraz wybrnąć z tej sytuacji, która zaczyna robić się totalnie toksyczną relacją? #rodzina #relacje #tesciowie #zalesie

Mam takie pytanie. Straszliwie pokłóciłem się ze swoimi rodzicami 2 lata temu. O powodach nie chcę gadać, ale nawet święty w końcu wybuchnie. Mniej więcej było tak, że po kłótni przez rok była wymiana uprzejmości i kontakt się ciągnął, bo jeszcze utrzymywałem kontakt z matką, ale z czasem uznałem, że nawet z nią nie chce utrzymywać kontaktu (a z ojcem każda rozmowa to wypominanie i wyzwiska). Kiedy powiedziałem, że nie chce się nawet z nią zadawać, nawet jak była w moim mieście nie raczyłem się spotkać, a potem zignorowałem życzenia świąteczne, to dostałem pogróżkę, że stracę prawo nawet do ewentualnego zachowku. Oczywiście odpyskowałem, że za takie pogróżki nawet na potencjalne pogrzeby nie przyjadę. Moje pytanie jest takie - czy brak kontaktu jest przesłanką do pozbawienia zachowku (zakładając wydziedziczenie testamentowe)? #rodzina #spadek #prawo

Ciezko jest mi sobie wyobrazic zycie w ktorym jestem mężem, ojcem ale też filarem który jest w stanie utrzymać rodzine i przy okazji samemu nie zwariować. Jak wy to robicie? Pracuje dużo, zarabiam też nieźle, mieszkanie swoje posiadam ale co z tego skoro moje życie to stres i częsty overthinking. Psychicznie jestem bardzo słaby - podczas szukania mieszkania i organizowania wykonczenia (planowanie remontu z fachowcami, wydzwanianie, ustalanie terminow, porjektowanie) nie raz wsiadalem do samochodu zmęczony i po prostu płakałem. Cały ten ból kumulował mi się w okolicach oczu i nosa, całę te napiecie trzymałem w sobie. Czuje się wszystkim przebodzcowany, obawiam sie o swoja przyszlosc mimo ze nie powinienem. Znam osoby w duzo gorszym polozeniu i prowadza szczesliwsze zycie ode mnie. Dochodze do wniosku że drogie i wystawne życie wcale nie jest dla mnie chociaz i tak staram sie zyc minimalistycznie (na zycie wydaje 30-40% moich miesiecznych zarbokow, reszte inwestuje). Nie potrzebuje mieszkania w centrum miasta, nie potrzebuje drogich ubran, nie potrzebuje drogich wyjazdow - gdy sobie odmawiam, czuje spokoj. Ale czy na tym polega zycie? Czy moje zycie ma byc tylko pracą, wegetacją by na starość żałować że czegoś nie zrobiłem? Że nie kupilem samochodu które zawsze chciałem, lub nie poleciałem do Japonii mimo ze zawsze marzyłem? Temat dzieci też budzi we mnie niepokój. Mam znajomych którzy decydują się na potomstwo i podziwiam ich - ja chyba nie potrafie a mysle ze kiedys bym chciał. Cieżar odpowiedzialnosci mnie przerasta. #zalesie #rodzina #wydatki #zycie #stres #psychologa #depresja #kariera

Przechodził ktoś z was wazektomię? Jakieś opinie o zabiegu? Mam z żoną dwójkę dzieci. Więcej nie planujemy czego jesteśmy pewni. Żona nie chce wrócić do tabletek antykoncepcyjnych bo nieźle jej to mieszało w hormonach. Ja nie lubie prezerwatyw. Pomyślałem więc o wazektomii jako trwałym, skutecznym i, stosunkowo, niedrogim rozwiązaniu antykoncepcyjnym. Patrząc po ogromie ofert i reklam mam wrażenie że to bardzo popularne aktualnie. Ktoś może coś o tym napisać? PS Jakby mnie nagle naszło na dziecko za X lat lub z inną partnerką to można pobrać nasienie do in vitro lub zrobić rewazektomie - to uprzedzając taki kontrargument zanim się pojawi #seks #zwiazek #rodzina #pytanie #kiciochpyta

Czaicie, że są ludzie którzy dostają mieszkanie od rodziców albo pieniądze na wysoki wkład własny i wtedy mała ratka? I maja kilka koła miesięcznie więcej do wydania na przyjemności. Do tego ten spokój psychiczny, że przykładowo strata pracy nie będzie problemem. Dla mnie to abstrakcja. Ja nic od rodziców nie dostałem. 0, null, figa z makiem. Przez dekadę będę ciułał na wkład własny, a potem kolejne 30 lat kilka koła raty. Mam wrażenie, że ludzie którzy nie musieli sami pracować na mieszkanie widzą świat i życie przez inne okulary. Problemy zwykłych ludzi ich nie dotyczą. Mogą kupować droższe auta, jeździć na wakacje kilka razy w roku, kupować drogie ubrania itp. #nieruchomosci #finanse #rodzina #zalesie

Dołączona ankieta

Pytanie

Czy ludzie którzy nie mają hipoteki żyją w innej rzeczywistości?

Odpowiedzi

Tak
Nie

Jestem zyebany. Mam wszystko o czym marzyłem - żonę, dzieci, dom, dobrą pracę, stabilne zarobki. Czuje się naprawdę spełniony w tym obszarach. I wiecie o czym marzę? O jednym czy dwóch dniach kawalerskiego życia tylko dla siebie. Pobudki rano bez budzika i bez obowiązków na horyzoncie, pójścia bez spiny czasowej na siłkę, przesiedzenia połowy dnia przy konsoli, pizzy i blancie, wyskonczeniu na szybki rower kiedy chce, przebimbaniu wieczoru robiąc jakieś głupoty i nie mając poczucia straconego czasu. szkoda, że nie mam teściów na drugim końcu polski. Wysłałbym żonkę z dzieciakami na tydzień :) #gownowpis #zalesie #zwiazki #rodzina

Pan _Kopytnik 1_ podjął ciekawy wątek nt. postrzegania relacji z perspektywy mężczyzny 30+ i zauważyłem podobną tendencje, że wielu w tym wieku (przynajmniej na wykopie) dochodzi do wniosku że ten cały #tinder to ściek, na żywo idzie nie idzie nikogo poznać, niektórzy znajomi się nawet rozwodzą - więc po co się uganiać, tracić nerwy, pajacować, tracić czas i w sumie to bycie samemu jest spoko. Generalnie dochodzę do wniosku, że najlepiej to robić hajs i to jak najwcześniej. Tylko to zapewnia lepsza życie i przede wszystkim komfort i jakość życia, gdy na inne sfery życia nie możemy poprawić. Z wiekiem człowiek nabiera doświadczenia (nawet negatywnego), jest bardziej cyniczny i egoistyczny. Dopiero wtedy dociera że wiele relacji jest interesownych a ludzie nie zawsze są mili i po prostu świat pójdzie do przodu bez ciebie i nie poczeka. Jak masz 30+ to bezsensowne ganianie za kobietami w młodości wydaje się żałosne bo ile faktycznie w życiu robiliśmy dla siebie a ile dla #rozowepaski. Chodzi o to żeby przede wszystkim dbać o siebie a o tym zapominamy i zyć po swojemu. Wiadomo - o ile się da to robić nowe znajomości, rozwijać się, itp. ale głównie robić hajs bo to otwiera drzwi do lepszego życia i jest sposobem na samotność w dobrym stylu. nie mam konta stąd anonim, prośba o dodanie #przegrywpo30tce #przegryw #samotnosc #zwiazki #rodzina #blackpill #relacje #feels #zycie #przemyslenia

Moi rodzice zawsze byli przeciwko mnie, po tej drugiej stronie, po tej stronie gdzie stało ZOMO. W szkole zawsze stali po stronie nauczycieli, w konfliktach z rówieśnikami nie stali po mojej stronie, w moich decyzjach życiowych byli przeciwko czy to jawnie czy zbędnymi komentarzami lub ostracyzmem. Nawet w chorobie nie byli po mojej stronie tylko po swojej. Oczywiście nie muszę mówić że pomocy od nich albo nie otrzymywałem albo otrzymywałem ale na zasadzie "nie chcę ale muszę pomoc bo nie wypada jako rodzic nie pomóc". Takie dzieciństwo całkowicie zniszczyło mi psychikę. Pomimo kilkunastu lat w dorosłości cały czas odbieram ludzi jako wrogów. Mam wrażenie że ludzie są fałszywi, są egoistami, nie chcą dla mnie dobrze, nie życzą mi dobrze, krzywdzą mnie. Mam nadzieję że w kolejnym życiu trafię na innych rodziców, bo aktualne jest już stracone. #rodzina #zalesie #rodzice #milosc

Moja matka zawsze mówiła, że teraz mam się uczyć, potem zdobyć dobrą pracę i może około 30stki będzie czas, aby poznać kobietę. Poza tym młode kobiety są niedojrzałe i chcą tylko se.ksu. Wiem, że to zabrzmi mocno, bo będzie o mojej własnej matce, ale ludzi z takim podejściem do relacji damsko-męskich powinno się kastrować, aby nigdy nie mieli dzieci. Krzywda jaką wyrządzają swoim dzieciom takim wychowaniem jest ogromna. Kobiety które są wierne i nadają się na związek na całe życie poznają takich samych facetów w wieku 20-25 lat i znikają z rynku. W wieku 30 lat 95% kobiet nie nadaje się do trwałej relacji albo jest dzieciata albo jest po przejściach z poturbowaną psychiką. Dzięki mamo! #zwiazki #milosc #seks #rodzina #rozowepaski #niebieskiepaski

Chuop 27 lat poszedł w końcu na tę sławną #terapia i do #psychiatra po cukierki na #depresja, bo uznał, że trzeba coś zrobić z #przegryw, myslami samobójczymi, #fobiaspoleczna, niską samooceną, bo w tym momencie zostały 2 rozwiązania - albo się polepszy, albo #magik. Miał kilka rozmów i - chyba?? - trochę pomogły, bo powoli przestaję się obwiniać i #psychoterapeuta mi uświadomił skąd się to wszystko wzięło - niska samoocena, strach przed podejściem do jakiejkolwiek dziewczyny, uważanie się za żywe gówno, powierzchowne "przyjaźnie", lęk przed wszystkim, unikanie wszystkiego i niemożność otworzenia się przed kimkolwiek, że to nie jest MOJA WINA, to nie jest jakieś genetyczne przeznaczenie, że "taki się urodziłem". Dziwne, że dopiero teraz, ale uświadomił mnie po kilku rozmowach, że w zasadzie wszystko wynika z #dziecinstwo. Myślałem, że to było normalne, ale jednak daleko od tego. Takie rzeczy, jak: - ojciec bijący pasem, kabel, wyrywający uszy (nawet nie wiem za co, wiem jedynie, że do tego dochodziło), - grożący 6-7 latkowi wysłaniem do domu dziecka, - krzyczący do popłakania się, bo nie potrafiłem z bomby zapamiętać tabliczki mnożenia w wieku 7 lat, - regularne opierdalanie za każdą 3 w szkole i mocno krytykujący za 4, - rodzice nie przytulający, nie mówiący w ogóle "kocham cię" do dziecka, - rodzice NIGDY nie zainteresowani tym, czy dziecko ma jakieś hobby, zainteresowania, - brak socjalizacji, pierwszy raz puszczenie do innych dzieci w wieku 6 lat w zerówce, - brak rodzinnego ciepła, wsparcia, przy zmianie szkoły, - KOMPLETNY brak zainteresowania tym, dlaczego dziecko nie ma znajomych przez całe gimnazjum i liceum, - brak zainteresowania, dlaczego dziecko całe życie siedzi przed komputerem tylko w wakacje, - nigdy nie próbowali nawet zachęcić, żeby może pójść do psychologa, - regularne kłótnie w domu i grożenie rozwodem między rodzicami przez całe dzieciństwo w obecności dziecka, dosłownie w tym samym pokoju (bardzo mocny podobny bodziec do rozwoju w dziecku zespołów lęku z powodu braku obecności "bezpiecznego miejsca" i opiekuna), - tym samym brak możliwości zrozumienia przez dziecka jak wygląda zdrowy związek/rodzina, - brak jakiejkolwiek chęci pchnięcia w celu rozwoju innego niż szkoła (jakieś durne judo, karate, ognisko muzyczne, COKOLWIEK, ogólnie "wyjście do ludzi"; gdy im o tym wypomniałem, to powiedzieli, że jak miałem 10 lat, to raz spróbowali, ja nie chciałem, więc kompletnie odpuści, zajebiste rodzicielstwo xD), - rodzice siedzący CAŁE ŻYCIE w domu, sumarycznie może 10 razy pojechaliśmy na 1-dniowy wyjazd gdziekolwiek, - rodzice NIGDY nie wyjeżdżający na wakacje dłuższe niż jeden dzień (no dobra, raz pojechaliśmy nad może, jak to wytkąłem, to oczywiście powiedzieli, że nie chciałem, więc po co odpuszczać), - rodzice niemający żadnych znajomych, nie odwiedzanie nikogo, prawie nikt nie odwiedzający ich (prócz najbliższej rodziny), - rodzice niemający żadnych zainteresowań poza siedzeniem przed telewizorem, sprzątaniem, - fakt, że rodzice nigdy nie potraktowali takiej samotności dziecka poważnie, nigdy nie chcieli pójść z nim do psychologa, terapeuty, KOGOKOLWIEK; po prostu się śmiali, że "hehe on nieśmiały jest", - fakt, że rodzice nigdy nie próbowali zbudować samooceny dziecka na tym, że po prostu żyje, tylko zawsze na ocenach, osiągnięciach, co spowodowało rozjebaną samoocenę w dziecku. I może teraz przeczę sobie, dalej czuję sprzeczności, ale chcę się zapytać, czy u was też było coś takiego? Czy może też to spowodowało, że macie do teraz jakieś problemy? Niby terapeuta mówi, żebym się na tym nie skupiał, że to, w jakim się środowisku się wychowałem to nie jest moja wina, że to, że to spowodowało zmarnowanie całej młodości nie jest ode mnie zależne, że niby "jestem młody" i mówi, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebym metaforycznie wziął bilet na Ibizę i robił co chcę, że mogę zbudować poczucie wartości, że będę się uważał na NORMALNĄ i ATRAKCYJNĄ osobę dla siebie, dla kobiet np, ale po prostu czuję się skonfliktowany z tym, ile życia przeleciało mi przez palce. Próbuję się nie obwiniać za to, tak jak np to nie jest moją winą od miejsca gdzie się urodziłem, ale jest to strasznie trudne. Ciężko przejść z "jesteś spierdolony, to wszystko twoja wina, że nie rozwinąłeś się jak normalny człowiek" do "te rzeczy nie są od ciebie zależne, nie miałeś na nie wpływu" i chcę się dowiedzieć, czy inni też tak może mieli. Rant tutaj, bo po prostu musiałem to z siebie wyrzucić, a nie będę się żalił znajomym, nikt nie chce takiego pizdopierdolenia słuchać #niebieskiepaski #rozowepaski #samotonosc #rodzina #psychologia

Preferujesz tradycyjną paginację? Kliknij tutaj