Mirko Anonim

#vejt

Przeglądaj anonimowe wpisy lub otwórz ten tag na stronie wykop.pl

Nie mam swojej rodziny (ojca nie znałem, matka zmarła jak miałem 19 lat, innych osób brak), jestem zaręczony z dziewczyną, którą znam od czasów studiów. Jesteśmy lvl 30. Z tych powodów na spotkania rodzinne jeździmy wyłącznie do niej. Co więcej, jestem pełnym introwertykiem, niezbyt towarzyskim: mam jednego prawdziwego przyjaciela i jednego dobrego kolegę. Nie potrafię utrzymywać powierzchownych znajomości, męczy mnie small talk. Tzn. znam normy społeczne, jestem kulturalny i życzliwy, ale unikam skupisk ludzi, hałasu, rozmowa o niczym męczy mnie po 5 minutach. Dziewczynę poznałem po studiach w pracy. Z charakteru niemal jak ja. No i teraz główny problem. Planujemy ślub. Ona ma dużą rodzinę i znacznie więcej znajomych. Ze swojej strony mogę zaprosić tylko tych dwóch facetów: przyjaciela i kolegę. Obaj bez pary. Czyli w sumie 2 osoby ode mnie. Od niej: ponad 70. Nie chcieliśmy dużej ceremonii, ale jej rodzice się uparli i całość finansują. 1) Czuję, że będzie mi bardzo niezręcznie na ślubie i weselu (na szczęście tylko cywilny). 2) Głupio mi, że tylko 2 osoby ode mnie. Czy możecie mi dać radę, jak to przetrwać, zracjonalizować sobie i po prostu spróbować cieszyć się z tego wydarzenia chociaż w ograniczony sposób? Wydarzenie w połowie czerwca. Wiem, że to chyba nie do uniknięcia, ale będę bardzo wdzięczny za ograniczenie szyderstw do minimum. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich. #slub #vejt #zwiazki

Bardzo nietypowa i prywatna sprawa, dlatego z anonimowych. Jestem lvl 30. Dość szybko awansowałem w strukturach korpo, mam wysoką pensję, z domu raczej zamożnego (po studiach dostałem od rodziców mieszkanie), więc finanse nigdy nie stanowiły problemu. Po prostu miałem szczęście w tej kwestii. Nie miałem natomiast w wyglądzie, bo po prostu jestem nieatrakcyjny (163 cm, łysiejący bocznie, obiektywnie brzydka twarz). Pieniądze mi pomogły i pomaganie w kupowaniu sobie towarzystwa atrakcyjnych kobiet - zarówno na godzinę, noc, jak i na dłuższy układ. 3 razy zdażyło mi się wziąć studentki pierwszych lat na egzotyczne wakacje. Ale od początku było jasne, że to układ komercyjny. No i w końcu zdażyło mi się poznać normalną dziewczynę. W mojej lidze urodowej, może nawet trochę wyżej. Ale super z charakteru, ogarnięta życiowo, uśmiechnięta, niemal identyczne hobby i ogólnie vibe. Zaczęliśmy się spotykać, dużo rozmawiamy, opowiadamy o sobie. Staram się być maksymalnie szczery, ale jednak o moich płatnych przygodach nie opowiadam. Wiadomo, że nie chcę sobie zrazić wartościowej dziewczyny, potencjalnie partnerki na całe życie. Co byście zrobili na moim miejscu? Bo nie da się pogodzić szczerości i dobrego samopoczucia takiej dziewczyny. Czy mimo wszystko powiedzieć, ryzykując zniechęcenie jej do siebie, czy jednak zachować prawdę dla siebie w tej kwestii i jakoś z tym żyć? #vejt #podrywajzwykopem #logikaniebieskichpaskow

Jak przekonać matkę, że nie mam ochoty podwozić i zabierać córki sąsiadki do i z pracy? Mieszkamy na osiedlu podmiejskim. W odległości 1 km jest przystanek autobusy (fakt - autobus jeździ rzadko), a 4 km dalej jest kolejny przystanek, gdzie są już 2 autobusy. Pracuję w mieście oddalonym o 24 km. Dojeżdżam autem, które specjalnie na tę okoliczność kupiłem. Oszczędzałem mocno przez trzy lata, miałem trochę odłożonych pieniędzy wcześniej, dobrałem niewielki kredyt i kupiłem sobie dacię w gazie. Właśnie m. in. po to, żeby mieć spokój z dojazdami i w miarę budżetowo się to składało. Tymczasem córka sąsiadów, z którymi mama się przyjaźni (lvl 23, ja 26) skończyła studia i też zaczęła dojeżdżać do pracy do miasta. Ja jeżdżę na 9, ona na 8:30. Zapytała mnie czy mógłbym wyjeżdżać wcześniej i ją zabierać (nasze zakłady pracy są dosłownie obok siebie) ze sobą, a wracając ona by na mnie czekała i bym ją przywoził. Odmówiłem, bo po pierwsze się prawie nie znamy (poza "cześć" nie zamieniliśmy ze sobą słowa wcześniej), a po drugie jestem introwertykiem, nie lubię towarzystwa innych, chcę mieć w aucie spokój. Ona powiedziała o mojej odmowie swojej matce, a ta mojej. I od tej pory matka mi truje głowę po kilka razy dziennie, że "powinienem Zuzę wozić i jeszcze porozmawiać, pożartować" i generalnie zabawiać ją rozmową, pajacować. Normalnie bym to olał, ale chcę mieć poprawne stosunki w domu, nie stać mnie na wyprowadzkę, chcę w ciągu roku spłacić auto i ewentualnie wtedy myśleć co dalej. Jakiego argumentu użyć wobec mamy boomerki? #vejt #rodzina #pracbaza

Jak radzicie sobie z absurdalnymi dla was akcjami działów HR w waszych firmach? Jestem świeżo po studiach, od pół roku pracuję w korpo, pełny wymiar godzin. Ogólnie praca jest OK, można wybrać sobie model zdalny, hybrydowy czy stacjonarny, ja jestem stacjonarnie, bo po prostu lubię biuro, atmosferę, pokój socjalny itp. Natomiast wścieka mnie HR. Co miesiąc robią jakieś kompletne głupoty. Był konkurs *piosenka którą jesteś* - obowiązkowy. Część osób wpisała coś na odwal się, to afera, że pracownicy nie podchodzą poważnie do aktywności zawodowej. Była akcja *wszyscy tworzymy rysunek*, gdzie w prostym programie graficznym każdy musiał coś dorysować. A teraz chyba szczyt szczytów *wybierz swój nick*. Z puli wymyślonej przez HR wybierasz sobie pseudonim i przez tydzień go używasz, także w podpisach w emailu. Pseudonimy typu *silny król*, *szalona ekierka*, *przecudowny plama*. Za pierwszymi dwoma tego typu akcjami po prostu zaśmiałem się z głupoty HR. Teraz coraz bardziej mnie to irytuje i nie jestem w tym sam. Gdyby to było dobrowolne, to spoko. Ale każdy musi w tym uczestniczyć. Rozmowa z dyrektorem departamentu nic nie dała - *oni po prostu robią, co do nich należy* powiedział. Jak już wspomniałem, praca jest fajna, ale naprawdę wkurzają mnie te HRowe głupoty. Nie chciałbym zostawiać pierwszej poważnej pracy z tego powodu. #vejt #pracbaza

Czy ja się czepiam, czy faktycznie jest coś na rzeczy? Jestem od 2 lata w związku. Przez ten czas dziewczyna nie poznała mnie z żadnymi swoimi znajomymi, z rodziną, tak naprawdę z nikim ze swojego otoczenia. Ona poznała moich rodziców i znajomych - aczkolwiek nie lubi się z nimi spotykać. Na moje pytania w tej sprawie odpowiada, że nie widzi powodu, aby się spieszyć, poza tym woli spędzać czas ze mną. To dziwne, bo ze swoimi 3 exami ma miliony zdjęć ze znajomymi i rodziną, a z jednym była tylko niecałe 7 miesięcy, Czuję się jakoś pokrzywdzony. Problemem też jest brak bliskości, ona bardzo jej unika i wydatki. Mieszkamy w moim mieszkaniu (po dziadkach), ona nie dokłada się do niczego, nawet do zakupów. Zaczyna męczyć mnie ta relacja. Naprawdę ją kocham, jest śliczna, a ja taki przeciętniak, ale czuję, że coś tu jest nie tak. Bardzo proszę o opinię, bo może to ja jestem przewrażliwiony. #vejt #zwiazki

Spójrzcie proszę z boku na skomplikowaną sytuację, oceńcie i napiszcie co uważacie. Jestem lvl 30, mam siostrę lvl 37. W przeciągu ostatnich 5 lat przeżyliśmy serię nieszczęść w rodzinie. Najpierw w odstępie miesiąca zmarli rodzice naszego taty. Rok później w odstępie kwartału rodzice naszej mamy. Kilka miesięcy później mamie zdiagnozowano nowotwór i rok później mama nie żyła. I w końcu tata 2 lata temu zginął w wypadku samochodowym (nie ze swojej winy). Straciliśmy łącznie 6 najbliższych członków rodziny. Mama i tata byli jedynakami, więc w zasadzie nie mieliśmy poza nimi i dziadkami nikogo innego. Z drugiej strony nigdy szczególnie nie byliśmy z siostrą blisko. Mamy kompletnie odmienne charaktery. Ja spokojny, introwertyczny, nieśmiały, lubiący stabilizację. Ona wybuchowa, przebojowa, nie usiedzi na miejscu. No ale relacje mieliśmy poprawne. Droga życiowa potoczyła nam się zupełnie inaczej. Ja skończyłem farmację i poszedłem pracować do korpo, ona przerwała studia pedagogiczne, wyjechała zagranicę, później wróciła i pracuje dorywczo, nie znalazła pomysłu na siebie. Wiązała się z nieodpowiednimi mężczyznami, ma córkę z niespełnionym artystą, który na wieść o ciąży uciekł zagranicę i nie ma z nim kontaktu. Po dziadkach i rodzicach dostaliśmy w sumie 3 mieszkania w miastach powiatowych, trochę oszczędności i pieniądze z polisy. Mieszkania i majątek sprzedaliśmy i podzieliliśmy się po równo. Wyszło całkiem ładnie "na start" po prawie 600 tys. zł. Ja natychmiast kupiłem sobie niewielkie mieszkanie (kawalerkę) w Warszawie w centrum. A ściśle rzecz biorąc dobrałem kredyt na 20 lat i kupiłem, bo wiadomo jakie są ceny. Siostra z kolei otworzyła salon kosmetyczny, później fryzjerski, trochę podróżowała i straciła większość pieniędzy. W efekcie ze swoim byłym partnerem (nie ojcem dziecka) wzięła kredyt na 2-pokojowe mieszkanie w niewielkim mieście, gdzie zamieszkała z córką i pracuje w urzędzie. No i tydzień temu odezwała się do mnie z płaczem, że z pensji gminnego urzędnika nie starcza jej prawie na nic, jej były i współwłaściciel mieszkania nachodzi ją i robi problemy, a ona nie chce żeby przychodził (chociaż spłacane mieszkanie jest w połowie jego) i że chciałaby zaoferować córce coś więcej i spróbować od nowa w Warszawie. Poprosiła mnie, czy skoro ja pracuję zdalnie to mógłbym przynajmniej na rok przeprowadzić się do niej, a ona zamieszkałaby w moim mieszkaniu w Warszawie z córką i tu spróbowała znaleźć lepszą pracę. I nie wiem jak postąpić. Życzę jej jak najlepiej, żal mi jej i jej córki, która nic nie zawiniła, ale z drugiej strony nie chcę się przeprowadzać z Warszawy na prowincję, nie znam jej byłego, z którym ma wciąż wspólny kredyt i w ogóle jakoś mi się to nie widzi. Rodzice pewnie namawiali by mnie, żebym jej pomógł w ten sposób. Nie ukrywam, że się też boję, bo ona nie jest stabilna w emocjach... Jak byście postąpili chcąc szczerze pomóc siostrze i jej małej córce (lvl 4)? #vejt #rodzina

Złości mnie bardzo w pracy egoistyczny zwyczaj braku tzw. small talku, czyli krótkich, grzecznych i niezobowiązujących rozmów na tematy ogólne. Zwłaszcza młodzi ludzie, w tym głównie młodzieżowe Zetki, nie chcą i nie potrafią rozmawiać na ogólne tematy z koleżeństwem w pracy. Dla przykładu ja zawsze spotkane osoby w drodze do biura, w windzie, na korytarzu czy w jakiejkolwiek wspólnej przestrzeni regularnie zagaduję, mówię o pogodzie, o zbliżających się dniach okolicznościowych (np. świętach), o kulinariach (np. odkrytym niedawno przepisie) itp. Część osób młodych, co wyraźnie zauważyłem, unika mnie i ucieka od takich rozmów. Tymczasem jest to naturalny element kultury osobistej, savoir vivre, kindersztuby i po prostu dobrych manier. A później wielkie zdziwienie, że tych młodych się nie szanuje lub robi im problemy w pracy, w tym przy awansach. Zrozumcie wreszcie, że nie żyjecie na pustyni, a to po prostu część egzystowania społecznego, normy i funkcjonowania w grupie. Nie chodzi mi o przesadne gadulstwo czy celowe bumelanctwo w pracy, ale o… no właśnie, elementarną kulturę człowieka. Każdy z nas popełnia błędy, ale bynajmniej warto zdawać sobie sprawę z przyzwoitości na co dzień. #savoirvivre #kultura #praca #pracbaza #vejt

Jestem po pierwszej poważnej rozmowie z dziewczyną, z którą spotykam się od pół roku. W skrócie wygląda to tak, że poznaliśmy się na imprezie klubistycznej, wymieniliśmy kontaktami i zaczęliśmy spotykać. Na początku wiadomo: szaleństwo, motylki, wyjazdy weekendowe na spontanie itp. No, ale że naprawdę dobrze dogadywaliśmy się poza sferą intymną, wspólne poczucie humoru, zainteresowania, sposób widzenia świata itp. postanowiliśmy zrobić krok dalej i porozmawiać o stałym związku i wspólnym zamieszkaniu. I przyznam, że po tej rozmowie jestem kompletnie rozbity i w szoku. Oboje jesteśmy lvl 31. W skrócie, z mojej perspektywy i moje oczekiwania wygląda to tak: związek monogamiczny, całkowita wierność, szczerość i lojalność. Oczywiście doza rozsądnej swobody, ale bez prowokowania dwuznaczności typu wyjazd z płcią przeciwną, czy wyjście na całą noc. Docelowo być może dziecko lub dwójka, ale bez małżeństwa. Wspólny kredyt na mieszkanie i po prostu bycie dla siebie. Z jej perspektywy: małżeństwo nie dłużej niż po roku, dziecko po kolejnym, duża swoboda po jej stronie - tzn. może wyjść z kolegą czy kolegami na imprezę na całą noc i mi się nie tłumaczyć, czy wyjechać z nimi na tygodniowy obóz sportowy. Przelewanie całej pensji na wspólne konto i razem korzystanie z niej (dysproporcje naszych zarobków: ja 9 tys. netto, ona niecałe 4). Facet ma się w pełni dzielić obowiązkami z kobietą w domu, a dodatkowo wnosić więcej finansowo i organizować wolny czas i wyjazdy. A ogólnie to ona uważa się za feministkę. W szoku jestem nie dlatego, że ma takie poglądy i oczekiwania, ale dlatego, że kompletnie jej od tej strony nie poznałem. Jest zupełnie inna na co dzień: czuła, opiekuńcza, słodka, wierna i bardzo lojalna. Taka się wydaje. Tymczasem podczas rozmowy miałem wrażenie, że rozmawiam z kompletnie obcym człowiekiem. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem. Mam mętlik w głowie. Doceniam jej szczerość, ale teraz mój ruch. Jestem w niej szaleńczo zakochany, panicznie boję się jej stracić, ale kompletnie mi jej wizja związku nie odpowiada. #vejt #zwiazki

Czy ja się czepiam, czy coś jest jednak nie halo? tldr; Moja dziewczyna oczekuje, żebym na niektóre okazje (np. wyjścia z jej znajomymi) zakładał podwyższające buty, na co ja się nie chcę zgodzić. A teraz cały kontekst. Jesteśmy ze sobą od 3 lat, w tym od 2 mieszkamy razem. Oboje jesteśmy lvl 33 i oboje dość niscy: ja 171 cm, ona 159 cm. Od kilku miesięcy zaczęła mi opowiadać o tym jak to faceci jej koleżanek z pracy noszą męskie buty podwyższające o 7,8, 10 a nawet 12 cm i fajnie byłoby, gdybym i ja takie kupił. Na moje pytanie dlaczego, odpowiada “bo chciałabym się poczuć atrakcyjna przy wysokim mężczyźnie”. Odbijam piłeczkę, że sama jest niska, a poza tym ja nie oczekuje, żeby nosiła 12 cm szpile. Ale ona mówi, że nie nosi wysokich, bo dziwnie by się czuła przy mnie będąc tego samego wzrostu, a poza tym to od faceta się oczekuje, żeby był wysoki a nie od kobiety. Coraz częściej wraca do tematu, a mnie to coraz bardziej irytuje. Nie mam ochoty nosić takich butów, mierzyłem raz +10 cm i po paru minutach jest już mi nie wygodnie. Napiszcie proszę szczerze różowe i niebiescy, co o tym myślicie… #vejt #zwiazki

Czy to ze mną coś nie tak, czy raczej świat oszalał? Pracuję jako copywriter / twórca tekstów / content marketer dla dużej firmy. Nie korpo, ale klimat podobny. Generalnie piszę artykuły o luksusowych usługach typu wakacje all-inclusive, robo-urządzenia agd, a nawet drony. Wiadomo, wszystko aby promować ich sprzedać dla klientów. Co ważne, wszystkie teksty tworzę całkowicie sam. Mam już swoje wypracowane szablony, sformułowania, tajne tricki - wiem, jak zaciekawić odbiorcę. Od 4 lat już to robię. Tymczasem w firmie od 3 miesięcy jest prawie 10 lat młodszy, dopiero po studiach, chłopak, który 95% tekstów tworzy w oparciu o AI (ChatGPT głównie). Coś, co mi zajmuje 4-5 godzin, on robi w około 30 minut. Ale nawet nie to jest najgorsze!!! Kierownictwo oraz klienci są zadowoleni z jego pracy i oceniają ją prawie tak dobrze jak moją. Nie ukrywam swojej frustracji, bo to jak granie na cheatach. Dyskretnie poinformowałem przełożonego o sprawie, ale ten mnie po prostu zlał, bo uważa, że dopóki jest dobrze, to nie ma różnicy. Jestem wściekły, bo oznacza to niedocenienie moje twórczej i oryginalnej pracy. Poważnie zastanawiam się nad zmianą pracy a wręcz założeniem własnej firmy i zrobieniem dotychczasowemu pracodawcy ostrej konkurencji. Proszę o spojrzenie z boku na sprawę, bez emocji i słowa wsparcia. #pracbaza #vejt

Szukam rady dotyczącej zarówno związków jak i nieruchomości oraz decyzji finansowych. Cały pakiet można powiedzieć. Ma 29 lat, od 5 lat gdy skończyłem studia pracuję w jednym korpo, gdzie wyrobiłem sobie już całkiem przyzwoitą pozycję. Od 2 lat jestem w związku z 4 lata starszą dziewczyną. Mieszkamy w wynajętym m2, ale myślimy o czymś własnym. Ona pracuje w urzędzie i ma dość niskie dochody. Z dodatkami i premiami poniżej średniej krajowej. U mnie jest to dwa razy tyle. Mimo, że razem mamy szanse na sensowny kredyt hipoteczny, to ona uważa, że kredyt powinna wziąć na siebie tylko ona, a ja powinienem zostać poręczycielem. Dodatkowo ona by spłacała kredyt, a ja bym finansował wszystkie rachunki, płacić za zakupy i generalnie wykładał pieniądze na życie. Uzasadnia to tym, że jeden kredytobiorca z poręczycielem jest lepiej widziany przez bank niż para bez ślubu i bez poręczycieli. Mówi, że tak będzie rozsądniej a dla niej ja i tak będę współwłaścicielem mieszkania, a gdy już spłaci cały kredyt to przepisze na mnie notarialnie jego połowę. Czy uważacie to za dobry pomysł? Nie znam się zbytnio na tym, bardzo kocham i ufam mojej dziewczynie, jest starsza i bardziej doświadczona, dba o mnie, więc zakładam jej najlepsze intencje. Ale jednak podświadomie czegoś, sam nie wiem czego, się boje. Czy możecie proszę coś doradzić i ewentualnie rozwiać moje wątpliwości? #vejt

Przykro mi. Po 5 latach związku, w tym 4 mieszkania razem, dzisiaj różowa mi powiedziała rano, że co prawda jestem dobry, kochany i bardzo odpowiedzialny, to brakuje jej szaleństwa w związku, nieobliczalności i po prostu "mocnego faceta" - jej słowa. Zaznaczyła, że to nie moja wina tylko jej, że na pewno kogoś znajdę.... I wyprowadziła się. Spakowała rzeczy, kolega podjechał autem, wziął rzeczy i tyle. Nic na to nie wskazywało, że tak się skończy. Wczoraj jeszcze wziąłem ją do restauracji, zorganizowałem fajny wieczór, po powrocie czułość i seks. Nie rozumiem co się stało, jestem rozbity, przerażony. Boję się samotności, ale przede wszystkim ją kocham. Starałem się być dla niej naprawdę super chłopakiem, organizowałem czas i płaciłem za wszystko. Czemu tak się stało? Co we mnie było nie tak? Oboje jesteśmy lvl 32. Czy jest szansa, żeby ją odzyskać? Czy powinienem próbować? #zwiazki #vejt

Jak zachować się i potraktować ultimatum dziewczyny "albo zaręczyny, rezerwacja sali weselnej i zaliczka na wesele do końca roku albo się rozstajemy"? Oboje jesteśmy lvl 32, razem od 4 lat. Mieszkamy wspólnie od 3 lat. Od roku ona mnie ciśnie na dziecko, aby scementować nasz związek, ale ostatnio dołożyła kolejne warunki, o których wyżej napisałem. Ona uważa, że dzięki temu wejdziemy na nowy poziom związku, uratujemy go - bo ostatnio się chyba wypaliło (częste kłótnie, brak seksu, brak chęci spędzania razem czasu). Jak postąpić? Nie chcę stracić życiowej szansy, a boję się, że nikogo nie poznam. #zwiazki #vejt

c1f4gbjwtnryu67rylntwyo8

Zastanawiam się jak postąpić, a każde rozwiązanie wydaje się złe. Na początek. Pochodzę z biednej wiejskiej rodziny. Zaraz po maturze wyjechałem na zachód. Pracowałem bez przerwy łącznie 11 lat zagranicą w Norwegii i Holandii, proste, ciężkie prace fizyczne. W zasadzie wszystko odkładałem. W międzyczasie zmarli jedni i drudzy dziadkowie. Po powrocie okazało się, że mam niewielki spadek po nich. Jestem jedynakiem, mam kochanych rodziców, którzy ze swojej części zrezygnowali i wszystko przeszło na mnie. Łącznie z tym, co zarobiłem zagranicą i jeszcze rodzice dołożyli z marnych oszczędności stać mnie było na kupno nowego dwupokojowego mieszkania w Warszawie, co zresztą zrobiłem. I tak w wieku 30 lat stałem się mieszkańcem stolicy bez kredytu. Doświadczenie zdobyte zagranicą pomogło znaleźć mi tu pracę w logistyce. Poszedłem na studia zaoczne, wreszcie poczułem, że zacząłem się rozwijać. W międzyczasie szukałem kobiety, ale to było trudne. Jestem niski (165 cm) z dość brzydką twarzą, więc mimo bycia zadbanym i wysportowanym niewiele mogłem zdziałać. W końcu udało mi się poznać rówieśniczkę, samotną matkę z 6-letnią córką. Ojciec biologiczny był podobno jakimś patusem i zostawił ją w ciąży, a później gdzieś wyjechał i kontaktu z nim żadnego nie ma. Kobieta również jest z biednej rodziny, rozumie jak bywa w życiu, ale w przeciwieństwie do mnie nie ma nic. Żyje w wynajmowanym mieszkaniu pod miastem, bardzo niski standard, dojeżdża do pracy na produkcję na różne zmiany, córkę często z zerówki odbiera sąsiadka i daje jej jeść. Zaczęliśmy się spotykać i mimo braku czasu z jej strony wszystko było ok. Ja mam stabilne godziny pracy, więc się dostosowywałem do niej. Po mniej więcej pół roku znajomości zaczęła mi wprost mówić, że ona z córką powinny się do mnie wprowadzić jeśli poważnie o niej myślę i jeśli ma to być prawdziwy związek. I tak przy każdym spotkaniu wraca do tematu. A ja się boję, bo wiem, że w razie czego mogłaby nie chcieć się wyprowadzić i miałbym problemy. Dodatkowo mówi, że po ślubie będę musiał dopisać ją jako współwłaścicielkę mieszkania, bo to normalne, że małżeństwa dzielą się po połowie. Nie chcę jej stracić, to jedyna kobieta, z którą mam jakąkolwiek relację. Pierwsza i jedyna z jaką uprawiałem seks prawdziwy. Zresztą ona bardzo rzadko zgadza się na stosunek, najwyżej 2 razy w miesiącu, bo ciągle jest zmęczona. I tylko u mnie, bo przecież nie u niej przy dziecku. Ale naprawdę boję się tych jej oczekiwań, bo dla mnie własność zdobyta dzięki ciężkiej pracy, spadkowi dziadków i oszczędnościom rodziców jest święta. Wczoraj na spotkaniu dała mi miesiąc na decyzję, albo wprowadzają się do mnie, albo zrywamy. Staram się myśleć racjonalnie, ale emocje mną trzęsą i nie wiem co robić. Jestem niemal pewien, że jeśli się rozstaniemy, to kolejnej nie znajdę. (Przez prawie rok szukałem na różnych aplikacjach, lajkowałem absolutnie wszystkie -10 i +20 lat od swojego wieku i prawie zero par lub wiadomości zwrotnych, żadnego spotkania poza tą jedną). Przepraszam, że tak zanudzam, ale chciałem pokazać Wam kontekst. Powiedzcie proszę racjonalnie i życzliwie, co powinienem zrobić? Nie chcę na zawsze być już samotny. A może moim problemem jest brak zaufania do ludzi, jak mi mówi moja kobieta? #vejt #zwiazki

e4xy71wmg5pcuqpjcl37vbp2

Co myślicie o pewnej niszowej modzie, która polega na wzywaniu taksówki kilka razy podczas rozmowy, zaraz po zaakcentowaniu swojego zdania czy wypowiedzi podsumowującej na jakiś temat? No właśnie, czy to tylko dziwaczna moda, czy faktycznie symbol klasy, stylu i kultury dyskutanctwa? Jak to odbieracie? Dla przykładu, podczas rozmowy kilku znajomych jeden z nich wypowiada błyskotliwie jakąś myśl, wszyscy na chwilę milkną, a on wstaje, podnosi rękę do góry i woła: "Taxi!", a następnie od razu dzwoni po taksówkę. Spotkanie trwa nadal. Ktoś inny wypowiada jakąś (w jego mniemaniu) sentencję i robi to samo. W efekcie pod lokal, gdzie jest to spotkanie i dyskusja (np. pod blok czy restaurację) po kilkanaście razy danego wieczora podjeżdżają taksówki. Wzywający te taksówki nie korzystają z nim, tylko opłacają koszty ich dojazdu. Niektórzy to potrafią nawet po 200 zł wydać na kursy, które się nie odbyły (za wszystkie wezwane taksówki, nawet po 9-10 wezwań w ciągu dyskusji). Jak to oceniacie z perspektywy kultury, obyczaju i savoir-vivre? #vejt #savoirvivre

cm09bpc16001f1hrg7p5i1ra2

Mam trudną sytuację. Od 4 lat jestem w związku, mieszkamy ze sobą od 3. Oboje lvl 32. Zakochanie dawno minęło, pozostała rutyna i przyzwyczajenie. Nie mamy wspólnych tematów, zainteresowań, inne osobowości, wszystko nas w zasadzie różni. Po etapie fascynacji szybko przyszła szara rzeczywistość. Seksu prawie nie ma. Wszystko przemawia za tym, aby się po prostu rozstać, skoro nic nas nie łączy. No ale... właśnie ALE... Boję się, że przy obecnej sytuacji nie znajdę sobie żadnej innej i będę już zawsze sam. Przeraża mnie to. Co gorsza ona postawiła wczoraj ultimatum: zaręczyny w ciągu tygodnia, ślub w ciągu roku, wspólny kredyt na mieszkanie i dziecko również w rok, albo ona w ciągu 24 godzin się wyprowadza. I nie ma zamiaru wierzyć mi na słowo, tylko w tygodniu mam podjąć pierwsze kroki w tym celu (rezerwacja sali i wpłata zaliczki, umówienie się z doradcą finansowym w sprawie kredytu, kupno pierścionka). Niemal panikuję. Skłaniam się, żeby spełnić jej żądania, bo jak wspomniałem boję się samotności i że nigdy nie założę rodziny. Z drugiej strony tłumaczę sobie to tak: ożenimy się, będę nieszczęśliwy, szybko rozwiodę się, będę miał po drodze dużo nerwów i strat finansowych, ale PRZYNAJMNIEJ będę miał dziecko (z zapewne utrudnianymi kontaktami), ale za to będę rozwodnikiem, czyli kimś kto ma jakieś doświadczenie i dla pewnej grupy kobiet jest o wiele bardziej atrakcyjny niż singiel bez zobowiązań. Wiem, że to strasznie, wręcz potwornie głupie myślenie, ale właśnie umysł popycha mnie w tym kierunku. Proszę Was bardzo, wyjaśnijcie mi rozsądnie, że powinienen teraz odejść albo pozwolić jej odejść. Jak przełamać strach przed samotnością? Chcę mieć rodzinę chociażby krótko i chcę mieć dziecko. Jakie miałbym tu alternatywy? Jestem niski (172 cm wzrostu), raczej brzydki z twarzy i z przeciętną pracą (budżetówka)... Wybaczcie ten chaos myśli, ale mam prawdziwy kryzys. #vejt #zwiazki #logikaniebieskichpaskow

cly1b37z90070ydklqe6x1zyd

Jak potraktować SMS z obcego numeru do narzeczonej (od 5 lat w związku, zaręczeni od pół roku, w przyszłym roku ślub): "Pusiu jestem na miejscu, znajdź chociaż godzinę, bo przez tydzień mnie nie będzie". Znalazłem go w telefonie swojej różowej. Wysłany tydzień temu w godzinach, gdy była w pracy (pracuje hybrydowo, często poza biurem). Nie znalazłem innych wiadomości z i do tego numeru i połączeń. Skonfrontowałem temat z dziewczyną to najpierw ją zamurowało i się przestraszyła, ale później wściekła się na mnie i wydarła, że grzebie w jej telefonie i jestem kontrolujący, a ona ma prawo mieć męskich znajomych. Ale zaraz powiedziała, że nie wie co to za sms i pewnie jakaś pomyłka teleinformatyczna. Natychmiast skasowała wiadomość i zablokowała telefon. Oczywiście numer spisałem, zadzwoniłem ze swojego, odebrał jakiś mężczyzna i gdy się przedstawiłem "Anon, chłopak Marty, do której wysłałeś taką wiadomość", odpowiedział "Przepraszam, pomyliłem się, wstukałem zły numer, chciałem to wysłać do swojej dziewczyny i pomyliłem 2 cyfry". Zrobiło mi się wstyd, że nie uwierzyłem swojej narzeczonej, ale z drugiej strony ciągle mam jakieś niejasne wątpliwości. Pocieszcie mnie proszę i napiszcie, że nie mam powodu do obaw. #vejt #zwiazki

clxgil86d04z777roymj1qp69

Od pewnego czasu jestem w rozterce i nie wiem co robić. Jestem w związku z dziewczyną od 7 lat, w tym od 4 lat mieszkamy ze sobą (ja 27 lat, ona 25). Jak w każdym związku są lepsze i gorsze momenty, ale generalnie dogadujemy się i od czasu do czasu pojawiają się tematy wspólnych planów na przyszłość. Oboje mamy jednak różne podejście do kilku tematów, w tym kilku dla mnie ważnych i często jest to powodem sprzeczek, które nieraz mnie frustrują. Miesiąc temu przyszła do mnie do pracy nowa dziewczyna (22 lvl), która pracuje w moim zespole i mnie przyszło ją przeszkolić i wdrożyć do pracy. Jest ona bardzo atrakcyjna i dojrzała jak na swój wiek i od początku złapaliśmy vibe i wspólny język (dodam że ma chłopaka). Nie było żadnych podtekstów, czy zaczepek z jednej lub drugiej strony, ale ewidentnie trochę się sobą nawzajem zauroczyliśmy ze względu na to, że się świetnie dogadujemy, mamy wspólne zainteresowania i spędzamy dużo czasu w pracy. Oboje staramy się jednak nie eskalować tej znajomości bądź po cichu czekamy kto odważy się wykonać ten krok i wyskoczyć z propozycją pójścia na lunch czy do kina. Nie byłem dotąd w takiej sytuacji i dlatego prosiłbym Was, Mirki i Mirabelki o doradzenie co powinienem zrobić w tej sytuacji. Z jednej strony, jestem w związku, lecz dalej nie mam pewności czy to ta jedyna, bo tak jak wspomniałem mamy różne zdanie co do kilku spraw, z drugiej strony zastanawiam się, czy może jednak ta nowa dziewczyna pojawiła się nieprzypadkowo na takim etapie mojego życia. #vejt #zwiazki #zdrady

clwx9crhg01bc77ro6owpa8d0

Tydzień temu moja dziewczyna miała wieczór panieński swojej przyjaciółki. Przypadkiem (naprawdę - przeglądałem galerię zdjęć, które zrobiłem jej telefonem i trafiłem na materiał video) widziałem urywek filmu jak przyszła panna młoda bawi się przyrodzeniem striptizera męskiego. Dziewczyna wyrwała mi telefon i zaczęła krzyczeć, że przeglądam prywatne materiały. Skonfrontowałem się z nią, a ona powiedziała mi, że owszem w wirze zabawy doszło do takiej sytuacji, ale nic więcej się nie stało. Tzn. tamta tylko pomacała i nic więcej. Powiedziałem jej, że muszę poinformować o tym jej narzeczonego. Zabroniła mi, wściekła się i powiedziała, że na wieczorze kawalerskim (miesiąc wcześniej) na pewno my obmacywaliśmy striptizerki. Wyśmiałem ją, bo żadnych striptizerek u nas nie było, tylko wieczorny paintball, ognisko i heheszki przy piwie. I teraz mam taką sytuację, że dziewczyna błaga mnie, abym nie mówił o wszystkim mojemu kumplowi (narzeczonemu tamtej) i grozi mi jednocześnie, że ze mną zerwie jak to zrobię. A ja straciłem do niej zaufanie i nie wierzę też, że tam na wieczorze panieńskim nie doszło do czegoś więcej i to nie tylko z panną młodą... Nie wiem jednak co robić, bo kocham swoją dziewczynę, razem jesteśmy 5 lat (oboje lvl 32), za rok planujemy ślub. Boję się, że stracę też paczkę znajomych, bo wszyscy znamy się jeszcze od czasów studiów i regularnie spędzamy czas. No ale uważam też, że mój kumpel koleżeński również powinien wiedzieć, co się stało przed swoim ślubem. Co byście zrobili na moim miejscu? Mam mętlik w głowie. #vejt #zdrada #logikarozowychpaskow

clwvtw70m012b77robo37s68y

Dla większości to długi i szczęśliwy weekend, ale nie dla mnie. Wczoraj dowiedziałem się o zdradzie dziewczyny. Sama mi powiedziała, że jest ktoś inny a jej uczucia względem mnie się zmieniły i nie ma sensu w tym tkwić. Spakowała się i odeszła. On po nią przyjechał. Byliśmy ze sobą 6 lat. Na przyszły rok zaplanowany ślub weselny. Mieszkanie wynajmowałem ja i za nie płaciłem, bo ona nie mogła znaleźć stałej pracy, tylko dorywcze zajęcia w gastro. Zaliczkę na przyjęcie weselne również ja wpłaciłem. Jesteśmy lvl 31 i miałem nadzieję, że to ta jedyna. Tymczasem pomimo mojego wsparcia i praktycznie utrzymywania jej ostatnie 2 lata okazało się, że "to nie to". Siedzę i płaczę od wczoraj, kocham ją i zrobiłbym wszystko, żeby ją odzyskać. Czuję, że jesteśmy bratnimi duszami. A ona zostawiła mnie dla trenera personalnego, zresztą kartę na siłownię również jej załatwiłem. Czemu to życie jest takie niesprawiedliwe, że dobre i uczciwe chłopaki jak ja mają pod górkę? To jednak chyba wina mediów, że tak psują nasze ukochane, przecież to też dobre i wspaniałe dziewczyny, ale ta propaganda na nie niestety działa. Co powinienem teraz wg was zrobić? Bo czuję, że sobie nie poradzę... Proszę o kilka dobrych słów i mądre rady męskie w związkostwie. #vejt #zwiazki #zdrada

clwt2s1td00ky77rowcf9dbu4

Siedzę i trzęsę się ze złości, żalu i bezsilności. Płaczę i krzyczę na zmianę. Zostawiła mnie wczoraj żona. Zabrała dwójkę dzieci i wyprowadziła się do kochanka. A za wszystko obwinia mnie. Kupiłem ziemię, zbudowałem dom, urządziłem jak chciała. Trzy miesiące temu powiedziała, że chce abym zrobił ją współwłaścicielką (mamy rozdzielność majątkową). Powiedziałem, że muszę to przemyśleć. Tymczasem okazało się, że od roku ma romans. Dowiedziałem się, powiedziałem stanowcze nie - bo to bezczelność prosić o współwłasność, gdy na jaw wychodzi zdrada. Na co ona powiedziała, że właśnie dlatego mnie zostawia, że to cały ja, że nie chcę jej zaufać mimo jej słabości. I ostatecznie się wyprowadziła. Pomimo żalu i wściekłości próbuję myśleć racjonalnie. Adwokat, pozew o rozwód z jej winy, być może zawalczę później o alimenty na siebie. Na razie jednak padam z wyczerpania i emocji. Napiszcie proszę dobre słowo. #vejt #zwiazki

cltr8dtxw004u0m2w1unqsck4

Jestem typowy #przegryw. 164 cm wzrostu, 58 kg wagi, brzydka twarz, zakola poziom gigant. Do 20 neetowałem, ale rodzice zmusili mnie w końcu do pójścia do roboty. Znalazłem w sumie całkiem przypadkiem etat w rejonowej przychodni na telefonie. Zapisywanie i wypisywanie pacjentów. Teoretycznie powinna to robić rejestratorka medyczna (jest taki zawód jak się dowiedziałem), ale nazwali inaczej, wpisali inny zakres obowiązków a koniec końców właśnie dokładnie to robię. I tu zaczyna się właściwa historia. Średni czas oczekiwania na linii od 8:00 kiedy otwierana jest rejestracja to 25 minut. W godzinach szczytu 8-10 jest to prawie godzina, 15-16 około 10 minut. Wyobraźcie sobie, że dzwonicie na rejestrację, żeby się zapisać do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub specjalisty, czekacie na linii prawie godzinę, łączycie się z operatorem i w trakcie zapisu, ale przed samym zapisaniem rozłącza was. Trzeba dzwonić od początku i wbijać się w kolejkę lub przyjść i osobiście czekać w jeszcze dłuższej kolejce. Połączenie się zerwie - to się zdarza. Nasza centralka zrzuca co któreś połączenie, niekiedy przerywa w trakcie. Ale co ciekawsze, nawet jeśli operator (np. ja) rozłączy w trakcie, centralka tego nie rejestruje jako rozłączenie przez operatora tylko po prostu rozłączenie lub błąd. Jak się domyślacie korzystam obficie z tej możliwości. Narzekające i roszczeniowe Grażyny i Janiny (starsza wersja Grażyny), Janusze i Ignace (starsza wersja Janusza) zostają przeze mnie brutalnie rozłączani, gdy tylko próbują być niemili.Skarg jest sporo, ale kierownictwo ma to gdzieś i winę zwala zawsze na “jakość centralki telefonicznej” xd Statystycznie 4 połączenia w ciągu godziny przerywam. Naturalnie w inteligentny sposób. Nie daję do zrozumienia, że zaraz nastąpi rozłączenie, po prostu w losowym momencie przerywam. Z zasady zrzucam połączenia wszystkich młodych Julek (po peselu wiem, kto dzwoni). Zemsta za tindera i w ogóle całą p0lkowatość. W swoim przegrywie znalazłem namiastkę #wygryw. Dostałem skromny wycinek wielkiej władzy, którą wykorzystuję. Za to nigdy, ale to nigdy nie zrzucam połączeń mężczyzn do 30 roku życia. Solidarność chuopska po prostu. Tak się chciałem wygadać i zapytać, czy może ktoś ma podobna pracę, niby bez znaczenia przegrywową, a tak naprawdę ze sporą władzą? #vejt

clrz5nfzn00bi0mtprzqa2gpj

Nie mam więzi ze swoim ojcem żywym i bardzo mi jest z tego powodu źle. Jestem lvl32, ojciec lvl54. Pracuję w IT, od ciężkich studiów, które sam sobie finansowałem, po kolejne doświadczenia, pracę na najniższych, upokarzających stanowiskach juniorskich, kolejne dokształcanie się, podyplomówki, dzielenie biedapokoju z kolegą, a mieszkania z 5 kelnerami, kasjerami i magazynierami (tego typu towarzystwo). Dopiero od zeszłego roku pełnowartościowe stanowisko seniorskie i godziwe zarobki oraz możliwość dyktowania swoich warunków na rynku pracy. Jestem z siebie szalenie dumny, ale dla ojca - prostego produkcyjniaka - to nic nie znaczy. Zamiast cieszyć się i być dumnym z syna, który wyszedł z bieda-patoli 30-tysięcznego miasta, ciągle jakieś dąsy i pretensje o niewiadomo co. A to, że mi za nic płacą, bo kto to widział, żeby zarabiać 30k netto miesięcznie za klikanie w kąkuter, a to że skoro tyle zarabiam, to czemu nie mam jeszcze mieszkania (bo zacząłem od niecałych 12 miesięcy i jeszcze nie mam wkładu własnego i wystarczającej zdolności - a przecież nie celuję w klitkę dla robaków tylko te minimum 80 m2), a to że nie ma dziewczyny (za to moja siostra lvl 25 ma już dwójkę gówniaków z dwoma różnymi facetami, z czego jeden ją zostawił i uciekł chyba do Niemiec, a drugi to pijak - kisnę z tego strasznie). No taką mam toksyczną rodzinę, bo matka nielepsza - ale od niej mniej wymagam, wiadomo baba z prowincji niewielkie ma horyzonty. Przecież każdy normalny ojciec a w ogóle to cała rodzina powinna piać z zachwytu nad takim synem i kłaniać się z naprawdę z nisko pochylonym czołem, bo to realny awans społeczny, a tu niestety kompletny brak szacunku. Martwi mnie to, może Warszawa mnie zmieniła i już kompletnie nie rozumiem prowincjuszy, dla których świat się zatrzymał 40 lat temu jak nie lepiej. Tak się chciałem wyżalić i zaznaczyć swoją nutkę zazdrości wobec ludzi, którzy mają fajnych oraz doceniających rodziców. #vejt #rodzina #patologiazewsi #gorzkiezale #wygryw #przegryw #ojciec

clrmbq8e900f90mbjab2woztc

Czuję się źle, chociaż sprawa wydaje się być prehistorią i bezpośrednio mnie w żaden sposób nie dotyczy, ani nie wpływa na moje życie. W skrócie i bez dram. Ja lvl 31, dowiedziałem się niedawno, że mój **dziadek (od strony mamy) nie był moim biologicznym dziadkiem**. Brzmi głupio prawda? A mnie ta sprawa strasznie uwiera. Babcia i osoba, którą uważałem za dziadka nie żyją od ponad 10 lat. Babcia była ok, ale "dziadek" był po prostu super. Często zastępował mi ojca, który dużo pracował za granicą i często go nie było. Nauczył mnie wielu praktycznych rzeczy (np. majsterkowania), uwielbiałem z nim spędzać czas. I teraz taka wiedza wyszła na światło dzienne. Jak się okazało, "dziadek" przygarnął babcię z malutką (lvl 2) nieślubną córką (moją mamą). Biologiczny dziadek porzucił babcię, która była w ciąży i wyjechał na Zachód, ślad po nim zaginął (pamiętajcie, że mówimy o głębokim PRLu). Rodzina babci się od niej odwróciła, została sama, trafiła do domu samotnej matki, pracowała fizycznie w szwalni. No i poznała "dziadka"... Później mieli razem jeszcze jedną córkę - przyrodnią siostrę mojej mamy, moją ciocię. Nazywam swoje uczucia po imieniu. Mam wielki żal do "dziadka", że zachował się jak typowy beciak i wziął sobie z dzieckiem, w dodatku ze znacznie gorszego środowiska ("dziadek" był inżynierem budowlanym - za PRLu to coś znaczyło). Straciłem szacunek do swojej babci, że była kim była i wybrała "bad boya" z tamtych czasów zamiast przyzwoitego człowieka. Mam jakiś dziwne pretensje do mamy, że ma niejasne geny. Gdy dowiedziałem się o wszystkim zrobiłem test DNA, żeby upewnić się, że jestem biologicznym synem swojego ojca. Bardzo to zmartwiło ojca i mamę, ale zgodzili się bez podstępów wziąć udział w badaniu (ojciec). Na szczęście wynik pozytywny. Nie wiem jak sobie poradzić z tą sprawą. Mam doła od dwóch miesięcy (wtedy się dowiedziałem) i kwestionuję swoją wartość. Nie wiem czy przesadzam, czy może naczytałem się za dużo #blackpill i #przegryw, ale obiektywnie przecież jest coś na rzeczy. Napiszcie proszę, w miarę możliwości bez osobistych wycieczek, bo obecnie mam dość kruchą psychikę, co o tym myślicie i **co byście zrobili na moim miejscu**? #rodzina #zdrada #vejt #dziadek #babcia #logikarozowychpaskow #p0lka #logikaniebieskichpaskow #niewiemjaktootagowac

clpsf02p7031p0mfq6ifyttwk

Czy nie przeraża Was takie jawne już niemal podejście materialistyczne wielu młodych kobiet w obecnych czasach? Liczy się tylko kasa i łatwe życie, bez żadnych głębszych wartości... Jest mi autentycznie smutno, gdy czytam takie wpisy. Czy już tak bardzo znormalizowaliśmy życie na koszt innych, że pod własnym imieniem, nazwiskiem i profilem kobiety zadają takie pytania? Naprawdę odczuwam to jako dramat naszych czasów. I dziwię się też tym starszym zamożniejszym facetom, że korzystają z czegoś takiego nie myśląc o swoich dzieciach, o ich przyszłości. Smutna, smutna polska rzeczywistość. A może to ja jestem idealistą i nie pasuję do dzisiejszych czasów? #vejt #blackpill #przegryw #p0lka #logikarozowychpaskow

JIqSMxV
clpcn3z0t004z0mapei9dm0bh

Dużo piszecie tu o "januszexach", "kulcie zapie*lu", "szanowaniu się w pracy" itp. Tymczasem sami nie rozumiecie podstawowych obowiązków pracownika. Przypominam więc kilka podstawowych faktów. 1. Gdy jesteście zatrudnieni na podstawie umowy o pracę i pracujecie stacjonarnie 8-16, to nie przychodzicie do pracy o godzinie 8, tylko na tyle wcześniej, żeby o godzinie 8 zacząć pracować efektywnie (np. być zalogowanym do komputera i zacząć wykonywać obowiązki służbowe), czy mieć rozgrzaną maszynę i zaczynać nią operowanie, czy stać już przy taśmie i zaczynać czynności robocze itp. 2. O godzinie 16 nie wychodzicie z budynku, tylko podnosicie się ze stanowiska pracy, robicie wokół siebie porządek i dopiero wtedy wychodzicie. 3. W przypadku pracy hybrydowej / zdalnej dokładnie to samo (oczywiście nie ma mowy o maszynach, czy taśmach, bo to nie są prace zdalne). O 8 jesteście zalogowani i rozpoczynacie pracę, o 16 wylogowujecie się. 4. Z przerw w pracy korzystacie zgodnie z kodeksem pracy i regulaminem pracodawcy, jeśli macie wątpliwości pytacie przełożonego, a nie samowolnie opuszczacie miejsce pracy. 5. Jeśli aktualnie nie macie nic do zrobienia, to nie czaicie się jak szczury po łazienkach, czy udajecie, że pracujecie, tylko wykonujecie zaległe czynności pracownicze lub jeśli takowych nie ma, zgłaszacie ten fakt przełożonemu prosząc o przydział kolejnych zadań. Ewentualnie pytacie kolegów o to, w jaki sposób możecie im pomóc, bo aktualnie nie macie nic do zrobienia. Spędzać czas w pracy nic nie robiąc wolno wam wtedy i tylko wtedy, gdy przełożony świadomie wam na to pozwoli, np. powie "ach nie ma nic aktualnie do pracy, niech pan sobie poprzegląda wiadomości gospodarcze na portalu internetowym". 6. Będąc zatrudnionymi na podstawie umowy o pracę nie macie na ogół zamkniętej listy obowiązków. Czyli nie ma idiotycznego tłumaczenia "to nie należy do moich obowiązków". Najczęściej w takiej umowie jest bowiem punkt "wykonywanie innych zadań na polecenie przełożonego". Są bardzo rzadkie i ściśle uregulowane przepisami prawa sytuacje, w którym wolno wam odmówić wykonania polecenia przełożonego. Tak samo rzadkie, jak umowy o pracę z zamkniętym i ściśle określonym zakresem obowiązków (jeśli taką macie, to wówczas możecie odmówić wykonania zadania, które daje wam przełożony). 7. Umowa o pracę to nie umowa o dzieło, zlecenie czy kontrakt B2B. Ta umowa daje wam dużo dodatkowych praw i benefitów, ale wiąże się też z większymi obowiązkami. I to dlatego będąc zatrudnionym na umowie o pracę jesteście niemal w pełni w dyspozycji pracodawcy, a nie tylko w ramach tzw. zakresu swoich obowiązków. Jak chcecie mieć wolność w tym zakresie, to wybierzcie umowę o dzieło, gdzie liczy się rezultat lub zlecenie, która z założenia może być wykonywana w innym miejscu czy czasie niż czas pracy ustalony w umowie o pracę (i wiele innych dodatkowych swobód, których nie mają zatrudnieni na podstawie UoP). Albo wybierzcie kontrakt między przedsiębiorcami, znany u nas jako B2B, gdzie jesteście po prostu dwoma niezależnymi, dogadującymi się podmiotami obrotu gospodarczego. Sam nie jestem już od dawna młodzieżowcem, kształciłem się w poprzednim systemie, ale potrafię myśleć samodzielnie, łączyć fakty i czytać ze zrozumieniem. A brak znajomości podstaw logiki i tzw. wtórny analfabetyzm u ludzi wchodzących w dorosłość (czyli w obecnych realiach nawet 30-latków) mnie poraża. Mam więc nadzieje drodzy milenialsi czy jak tam was się teraz nazywa, że zrozumiecie chociaż podstawy z tego, co napisałem, a dzięki temu na portalu Wykop przestanę co chwilę czytać o złych januszexach i mentalności kołchoźniczej bumerów. **Nikt was nie zmusza do zawierania umów o pracę, ale decydując się na nie jesteście winni bezwzględne posłuszeństwo i lojalność pracodawcy. Nie podoba się? Fora ze dwora, dzieła, zlecenia i b2b czekają. Albo wyjazd do zbierania buraków u Bałera.** #vejt #praca #pracbaza

clp9qa0qs04th0m5b0xojyy2m

Mirki jest mi strasznie przykro. Właśnie dowiedziałem się przez wiadomość od niej na Messengerze, że dziewczyna ze mną zerwała. Byliśmy razem 3 lata. Planowaliśmy zamieszkanie razem i ślub weselny w bliskiej przyszłości. Oboje lvl 29, znajomi jeszcze z czasów studiów akademickich. I taki cios. Kompletnie tego się nie spodziewałem. Mieliśmy lepsze i gorsze momenty, ale dogadywaliśmy się świetnie, w sferze intymno-płciowej również było dobrze. Jeszcze 3 dni temu w weekend sobotnio-niedzielny spędzaliśmy romantyczny czas na kąpieli, oglądaniu seriali, spacerach i przy dobrym winie pitnym. A dzisiaj coś takiego. Jestem szczerze i naprawdę załamany. Zaczynam się zastanawiać czy dobrym pomysłem było pozwolenie jej , bo o to mnie pytania, założenia Tindera 3 miesiące temu. Powiedziała mi uczciwo-szczerze, że nie chce robić z tego tajemnicy, nikogo nie szuka, kocha mnie i jest jej ze mną cudownie, ale chce zobaczyć jak to działa, bo nigdy nie używała i po prostu "tak tylko chce zobaczyć" - jej słowa, nie moje. Od tego momentu dużo czasu spędzała na odpisywanie na wiadomości, spotkania (niewinne, bez podtekstu, jak znajomi, jak z kolegą) przy kawie na rozmowy zapoznawczo-konwersacyjne. I wyszło jak wyszło. Odeszła to kogoś poznanego właśnie przez tę nowoczesną aplikację towarzysko-randkową. Nie chce mi się żyć, jestem szczerze załamany i po prostu nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej. Zrobię wszystko, żeby ją odzyskać, żeby dała mi szansa. Pocieszcie proszę, napiszcie dobre słowo, powiedzcie że będzie dobrze i że ona wróci. Doradźcie tez co zrobić czynnie w postępkach żywych. #vejt #zwiazki #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #rozowepaski #niebieskiepaski #zdrada

clp5bp3qp03qr0m5bwh2ncx1i

Potrzebuję porady, takiej szczerej, bezpośredniej, ale jednak życzliwej (z dobrymi intencjami). Uwaga, będzie długie. Ja lvl 29, moja dziewczyna 30. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów na uczelni. Poszedłem rok wcześniej do podstawówki, stąd różnica wieku. Byliśmy na innych wydziałach, ale oboje mieszkaliśmy w akademiku. Spotykać zaczęliśmy się na drugim, ostatnio mieliśmy dziesiątą rocznicę związku. Od czwartego roku mieszkamy razem. Po skończeniu studiów zostałem na uczelni jako asystent i robiłem doktorat. Jak pewnie wiecie na państwowych uczelniach stypendia doktoranckie są głodowe, więc kokosów nie było. Poza tym ciągła praca (zajęcia ze studentami, artykuły, badania, konferencje) i pisanie pracy. Uwinąłem się w 3 lata. Uczelnia od razu zaproponowała mi stanowisko adiunkta i możliwość zrobienia habilitacji. Skorzystałem. Znając swoją sumienność do 34 roku życia się wyrobię. Będąc samodzielnym pracownikiem naukowym będę miał o wiele więcej możliwości zarobkowych niż teraz. A teraz właśnie, mimo że jest trochę lepiej, to ciągle biednie... I to chyba przeszkadza mojej dziewczynie. Żali się, że nasi znajomi ze studiów kupują już własne mieszkania deweloperskie bez kredytu, budują domy, jeżdżą kilka razy do roku za granicę itp. A ja żyję tylko nauką i nic z tego nie mam. Nie trafia do niej, że to moja pasja, a na lepsze efekty finansowe trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Ona po studiach nie mogła znaleźć pracy w zawodzie i z obrzydzeniem przez rok pracowała w sieciówce przy sprzedaży ciuchów. Później dostała pracą juniorską w korpo, ale targety, przemęczenie i ogólnie jej nienawiść do takiego kapitalizmu powodowała, że przez te dwa lata była sfrustrowana. W końcu udało mi się załatwić jej pracę na uczelni w dziale administracyjnym przy obsłudze studentów zagranicznych z wymiany, w tym tych z programu Erazmus. Od tego momentu w pracy było u niej znacznie lepiej. Mówiła, że w końcu robi to, co lubi, że praca pozwala jej się poczuć prawdziwą kobietą. Często imprezuje też ze studentami z zagranicy, zwłaszcza podczas integracji czy połowinek oraz zakończenia semestru. Ma też wielu znajomych poznanych podczas pracy, zwłaszcza z Hiszpanii i Nigerii (bo mamy wielu nigeryjskich studentów prawa). I o ile w pracy jest wszystko dobrze, to po przyjściu do domu przeszkadza jej niemal wszystko. Czepia się mnie i robi awantury o każdą głupotę, ale najbardziej o to, że jesteśmy biedni. A ostatnio wymyśliła sobie, że musi odpocząć, wzięła trochę urlopu i 20 grudnia wyjeżdża na 3 tygodnie z koleżanką do Nigerii "odnaleźć siebie" - jak mi powiedziała. Na ten cel wzięła bez pytania 10 tys. zł ze wspólnych oszczędności, dołożyła swoje i jeszcze pożyczyła od swoich rodziców. Na moją dezaprobatę zareagowała "jak nie chcesz mnie stracić to zrozumiesz". I nie wiem teraz co robić. Za miesiąc ona wyjedzie na dłużej, a ja jestem w rozsypce. Chciałbym skupić się na habilitacji, ale trudno mi, gdy mam niepoukładane w domu. Kocham ją bardzo, szanuję i ufam bezgranicznie. Problemem jest też seks - nie uprawiamy go od prawie roku. Co byście mi poradzili, co zrobili na moim miejscu? Z góry dziękuję za rady oraz dobre słowo. #vejt #zwiazki

clovdl03101g00m5bybmrmytd

Mam problem i nie wiem jak do tego rozsądnie podejść. Ja lvl 31 moja dziewczyna lvl 34. Jesteśmy ze sobą od 3 lat, od dwóch mieszkamy. Kilka miesięcy temu ona zaczęła się bardzo dystansować. Seks raz w miesiącu lub rzadziej. Co chwila czepia się o byle co, prowokuje awantury. Najzabawniejsze, że chociaż umowa najmu jest tylko na nią, ja płacę 70% ona resztę. Zarabiam ponad 3 razy więcej od niej (ja IT, ona niższe stanowisko marketingowe w korpo). Zaczynam czuć się wykorzystywany. Czasem ma ochotę po prostu spakować swoje rzeczy i odejść. To ja inicjuję aktywności, organizuję jej czas, płacę na wspólne wyjścia i wykacje. To ja płacę za panią do sprzątania 2 razy w tygodniu i za zamawiane codziennie jedzenie. A czarę goryczy przelała jej wczorajsza propozycja: chce, żebym jej wykupił 3-tygodniowy wyjazd do Kenii, żeby mogła pojechać ze swoimi 2 przyjaciółkami, żeby "odnaleźć siebie i swoją kobiecość" - jak mi powiedziała. Przez chwilę nawet myślałem, żeby tak zrobić, może by jej to dobrze zrobiło (jest sfrustrowana swoją pracą, brakiem realnych perspektyw zawodowych, koleżankami które już mają dzieci i własne domu). Ale później doszedłem do wniosku, że po prostu zachowałbym się jak frajer. Dałem sobie czas do końca dnia dzisiaj na przemyślenie i podjęcie decyzji: czy wyprowadzić się i ją zostawić w najbliższym tygodniu. Co byście mi doradzili? Potrzebuję spojrzenia z boku na całą sytuację. #vejt #zwiazki #rozowepaski #logikarozowychpaskow #rozowypasek

clobb4xyx00il0mm0rzh8mv0p

Mirki... Chyba mocno nietypowa sprawa, nie ukrywam, że wstydzę się wrzucać ze swojego konta. Z tej strony bumer lvl 42. 25 lat temu zakopałem szczelnie owinięty w kilka warstw folii pakunek zawierający 9-12 gazet XXX. W tamtych czasach było słabo z internetem, więc kupowało się "świerszczyki", czyli pisma z rozebranymi paniami i panami... Wszystkie pisma w bardzo dobrym stanie, jak się okazało obecnie bardzo cenne, bo 2 z nich (poszczególne numery) są praktycznie niedostępne (nawet w BN). Bez większych problemów sprzedałbym je w sumie za 2,5-3 tys. Mam obecnie problemy finansowe i nawet taka kwota bardzo by mi pomogła. Ale pojawia się kilka trudności. Po pierwsze, najmniej ważne - miejsce zakopania "skarbu" to około 140 km od miejsca mojego zamieszkania. Po drugie, pamiętam tylko orientacyjnie, gdzie zakopałem. Przy żwirowanej drodze lokalnej wzdłuż której rośnie las, trzeba by sprawdzić odcinek ok. 300 metrów, 5 metrów od pasa drogi. Po trzecie, nie mam pewności, że w tym czasie nikt tego przypadkiem nie znalazł albo droga zarosła albo z innych powodów jest miejsce niedostępne. Po czwarte, mógłbym nawet wśród swoich znajomych zorganizować taką ciekawą misję badawczą, ale boję się, że wśród tych 11 tytułów jest pismo dla homoseksualistów... Nie jestem homo, ale w czasach młodości byłem ciekawy co i jak i raz jedną taką gazetę eksperymentalnie kupiłem. Wstyd by mi było przed znajomymi w razie odnalezienia skarbu i unboxingu... Po piąte, poszukiwania musiałyby być "ręczne", za pomocą jakiegoś kija z kolcem i szpadla, bo chyba żadna elektronika nie pomoże w przypadku papieru i folii (żadnego metalu tam nie było). Co byście poradzili w tej sytuacji? A może próbować zaangażować jakiegoś znanego jutubera do akcji, żeby zrobił o tym odcinek a na tej kanwie serial Netflixa? No takie różne myśli chodzą mi po głowie. Naprawdę nie jest to bejt ani #vejt po prostu taka sytuacja życiowa. Dlatego niektóre z tych pomysłów pewnie są cokolwiek odjechana. Wszelkie rady mile widziane.

clo1e2rdy00lz0mas23bk5efi

Mirki jest inba w mojej rodzinie. Rodzony brat lvl 29 miał dziewczynę, z którą 3 lata mieszkał. Dziewczyna zaszła w ciążę, mieli brać ślub po urodzeniu. Ale pod wpływem plotek, które okazały się prawdziwe, przed zawiadomieniem urzędu o narodzinach dziecka i sporządzeniu aktu urodzenia, bez wiedzy matki, zrobił testy DNA. Jak się domyślacie - nie jest ojcem. I w normalnych warunkach byłoby po sprawie: nie mają ślubu, zero zobowiązań, facet się wyprowadza i elo. Ale tu jest p0lska. Jej rodzice w szoku, że przyszły zięć "nadużył zaufania" ich córki i zrobił badania zaraz po porodzie bez jej wiedzy. Wyzywają go od najgorszych. Nie to jest jednak najtragiczniejsze. Nasi rodzice kręcą z niesmakiem głowę "jak mógł wybrać taki czas, zaraz po porodzie to się źle odbije na matce i JEGO dziecku". No żesz kuuuu nie podejrzewałem swoich rodziców o taką głupotę. Dobrze, że zrobił teraz zanim go wpisali jako ojca i później musiałby odkręcać. Brat się wyprowadził do motelu, swojej byłej nie chce znać, nie chce znać naszych rodziców, jedynie ze mną trzyma kontakt, chociaż ja go dyskretnie tylko wspieram, bo neetuję i jestem na utrzymaniu starych (ja lvl 23). I tak się żyje na tej wsi. PS Przyjaciel brata mówi mu, że uniknął kuli lecącej w kierunku jego czoła, bo gdyby się nie zorientował w porę, ożenił i uznał dziecko, to dopiero miałby problemy, a tak to minie parę miesięcy i zapomni o temacie. PPS Ciekawe czy ex mojego brata znajdzie beciaka...? #vejt #rodzina #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #zdrada #p0lka

clnhbq7c501u90m4527n4tnyn

Uświadomiłem sobie, że moja rodzina chyba chce mnie wrobić w małżeństwo z kobietą w ciąży. Mieszkam na wsi, w typowej małorolnej rodzinie. 3 rodzeństwa. Jestem najstarszy, lvl 28. Od zawsze zachrzan na polu i w gospodarce, zero wakacji, wyjazdów, wolnego. Po maturze niemal siłą wyrwałem się na niewiele warte studia (pedagogika), ciągle dorywczo pracowałem i uczyłem się, bo rodzice mi nie pomagali finansowo. Zrobiłem licencjat i od razu zacząłem pracę etatową. Jakoś udało mi się trafić do korpo, gdzie jestem już 5 rok. Jest lepiej, awansowałem, odłożyłem trochę pieniędzy, wynajmuję tani pokój, żyję oszczędnie. Z rodziną niestety kontakt bardzo zły. Właściwie tylko 2 razy w roku się widzimy, na święta. Mają do mnie wielkie pretensje, że uciekłem z gospodarki i im nie pomagam. Rodzeństwo również mnie nie znosi. Brat miał już konflikt z prawem, ma zawiasy, siostra lvl 20 w ciąży z alkoholikiem, synem okolicznego sklepikarza, druga siostra nie zdała matury i dorabia na produkcji. Ale to ja jestem ten zły. W weekend dzwoniła matka i ojciec, że znana mi w zasadzie tylko z widzenia córka sąsiadów lvl 26 (nigdy na mnie nie zwracała uwagi) jest w ciąży, zostawił ją jej facet i uciekł chyba do Niemiec do pracy i że w sumie dobra dziewczyna, miała pecha, chciałaby odnowić ze mną kontakt. I może ja bym pomyślał o założeniu swojej rodziny, że nie ten ojciec kto spłodził, a ten kto wychowuje i tego typu rzeczy. Zamurowało mnie i po prostu chciało mi się płakać przez ten telefon, jak mnie rodzice traktują. Takie są realia Polski B, o której wszyscy w Warszawie czy Wrocławiu myślą, że odeszła dawno w zapomnienie, a ciągle jest faktem. Nie wytrzymałem, wykrzyczałem im, jak wielkie mam do nich pretensje, rozłączyłem się i wyłączyłem telefon. Dzisiaj zdecydowałem się zmienić numer i zerwać całkowicie kontakt z rodziną. Siedzę od prawie 2 godzin w pracy, jestem roztrzęsiony, coś się we mnie przelało. Chciałem to z siebie wyrzucić. Proszę tylko o dobre słowo - wsparcie i pozytywne myśli. Jestem już wyłącznie sam, nawet na święta nie będę miał gdzie pojechać. Wiem, że muszę to przetrwać, ale jest mi po prostu koszmarnie źle. #vejt

cllyzoj1402v40meghl5w1xml

Porada na cito potrzebna. W marcu zacząłem pracę w dużej firmie, prawie jak korpo, ale mniej sformalizowane. Szybko nawiązałem dobre relacje z zespołem. Jest w nim dziewczyna (ona lvl 26, ja lvl 30), nazwijmy ją Ania, która mi się bardzo spodobała z wyglądu i charakteru. Szybko, jak mi się wydawało, złapaliśmy też dobry kontakt na wyjściach integracyjnych. Spotkaliśmy się też parę razy na kawę po pracy tylko we dwójkę. W czerwcu zorganizowałem imprezę dla całego zespołu (9 osób) spotkanie u siebie. I tu ważna dygresja. Pochodzę z dość zamożnej rodziny, mieszkam (sam) w domu pod miastem, w bardzo dobrej lokalizacji (30 min. do centrum koleją) z dużym ogrodem i basenem całorocznym. Szczególnie w ciepłą wiosnę, lato i kawałek jesieni fantastycznie spędza się tu czas. Impreza się udała, wszyscy byli zadowoleni. Jakoś 2 tygodnie później zaprosiłem Anię do siebie w sobotę. Przyjechała ku mojemu zaskoczeniu ze swoimi 2 koleżankami i 3 kolegami, z których nikogo nie znałem. Mimo że nie było mowy o zaproszeniu dla innych osób. Nie chciałem robić dramy, więc ich przyjąłem. Wszyscy fajnie spędzili czas. Ona mi później powiedziała, że chyba źle zrozumiała moje zaproszenie, bo wydawało jej się, że było ono “otwarte” i mogła wziąć kogo chce. Znowu się zdziwiłem i jej o tym powiedziałem. Przeprosiła. No OK. Zaprosiłem ją znowu na kawę, ale gdy próbowałem pocałować podczas spotkania, odsunęła się i powiedziała mi, że świetnie rozumiemy się jako przyjaciele i tego się nie zmieni. OK. Zrozumiałem. Ponieważ friendzone nie jest w moim stylu, odpuściłem. A ona w następnym tygodniu zapytała mnie, czy może przyjechać znowu na weekend ze swoimi znajomymi, których przecież ja też już znam (nie polubiłem ich, kompletnie nie mój typ osobowości, ja jestem spokojny, oni bardzo dynamiczni). Dała mi też pośrednio do zrozumienia, że jeśli się zgodzę ich przyjmować, to może da mi szansę. I teraz mam mętlik w głowie. Nie wiem co robić. Bardzo mi się ona podoba, wydaje mi się, że mamy takie porozumienie dusz, ale z drugiej strony rozsądek podpowiada, że to jednak nie ma sensu. Jeszcze nie dałem jej odpowiedzi. Co byście zrobili na moim miejscu? Udostępnić dom jej i jej znajomym licząc, że coś może wyjdzie nam w przyszłości, czy jednak odciąć się zupełnie? Boję się, że tak pięknej i mądrej kobiety już nie poznam, doświadczenie związkowe mam marne (1 dwuletni związek w życiu z toksyczną laską). Co czynić? #zwiazki #randkujzwykopem #podrywajzwykopem #vejt #przegryw #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow

cllxqdiki02j60meguou49mq5

Mam pytanie z bardzo mocnym podtekstem **etycznym**. Jeśli ktoś nie wierzy w prawdziwość, może po prostu potraktować to jako sytuację hipotetyczną. Mieszkam i pracuję w małym miasteczku (30 tys.). Jestem logistykiem w największym tu januszexie. Praca ma dużo minusów, ale w miarę płacą, no i mam tu własne 3-pokojowe mieszkanie po rodzicach. W biurze pokój dzielę z facetem lvl 29, który jest tzw. specjalistą ds. komunikacji i PR. Szumna nazwa, a tak naprawdę ma on w umowie codzienne wrzucanie postów (każdy inny) na bloga firmowego, FB, LinkedIna, X (d. Twittera), grafikę na instagrama i raz w tygodniu animację na TikToka. No i do rzeczy. Wydaje się, że ma dużo roboty (3 teksty po ok. 900 znaków, 1 tekst 280 znaków, 1 grafika dziennie i jedna 30 sekundowa animacja w tygodniu), ale tak codziennie ogarnia to w mniej niż godzinę przy pomocy ChatGPT, generatora grafik opartego o AI oraz generatora animacji. Co ważne, szefostwo nawet nie wie co to ChatGPT i tego typu narzędzia. Są przekonani, że on sam pisze te teksty, robi obrazki i składa animację. Są zadowoleni z rezultatów jego pracy. A on udaje zawsze zapracowanego, że ma mnóstwo rzeczy i "nie wyrobi się chyba dzisiaj". W efekcie koleś odwala swoje rano, ustawia publikację o różnych godzinach w różnych mediach, a później cały dzień do 17:00 się obija, skroluje neta, gra na telefonie, siedzi na tinderze itp. I tu mam dylemat etyczny. Czy powiedzieć kierownictwu o tym fakcie, czy pilnować swoich spraw? Jako jedyny wiem, jak naprawdę wygląda jego praca, a przypominam, że jest zatrudniony na cały etat i ma (jak na naszą okolicę) sporą pensję: średnią krajowa. Jego postawa jest de facto oszukiwaniem pracodawcy, niezależnie co o januszexach się myśli. Nie jestem zazdrosny, nie czepiam się, mam swoją robotę, którą lubię, w której się rozwijam i chcę kontynuować karierę w tej branży, ale razi mnie oszustwo i nieuczciwość ludzka. Z drugiej strony nie przepadam też za tzw. donosicielstwem. Jak zachować się przyzwoicie? #pracbaza #vejt #etyka

cllqjwawh00y50megfy8em6c8

Zabieram się przygotowania mini poradnika na swoje potrzeby, jak wychować syna, aby nie był simpem, spermiarzem, białoryczem itp. Czyli jak budować swoją wartość w oparciu o samego siebie, a nie o ocenę innych, zwłaszcza kobiet. Trudne zadanie przede mną, nie chcę lać wody, tylko same praktyczne rady w punktach. Czy ktoś byłby zainteresowany tematem i współpracą? #wychowanie #rodzina #dzieci #ojciec #vejt

cllnjtbri00ay0meglkcovjrf

Co byście zrobili w mojej sytuacji? Od 12 lat mieszkam w NL. Wyjechałem po studiach. Nauczyłem się języka, przeszedłem drogę od najprostszej pracy fizycznej do średniego stanowiska specjalistycznego (marketingowe) w korpo. W międzyczasie w Polsce zmarli mi rodzice (rok po roku) w 9 roku pobytu tam. Nie mam rodzeństwa, był to dla mnie szok, no ale dałem radę pogrążając się w pracy. Dostałem po nich duże mieszkanie w mieście wojewódzkim i trochę oszczędności. Spieniężyłem wszystko i wraz z odłożonymi z pracy NL pieniędzmi (a bardzo oszczędzałem) starczyło mi na 75% wkładu własnego 2-pokojowego fajnego mieszkania w Amsterdamie, gdzie pracuję i żyję. Kredyt dostałem bez problemu i od roku go spłacam. W czerwcu poznałem prawie 10 lat młodszą dziewczynę z Polski, która przyjechała tu do pracy. W skrócie: chyba zaimponowało jej to, że się tutaj w miarę urządziłem. Po dwóch miesiąc intensywnej znajomości ona zaczęła naciskać, żeby się do mnie wprowadzić i szybko założyć rodzinę. Trochę mnie to tempo mnie zaskoczyło. Mam 36 lat, stabilizację, sporo czasu dla siebie, pracuję hybrydowo, dopiero teraz czuję, że jest w moim życiu lepiej. Ona jest świetna, stara się, jest nam bardzo dobrze, spotykamy się oczywiście u mnie, bo ona mieszka w pokoju z innymi osobami sprowadzonymi przez agencję, dostosowuję swój czas wolny do jej (ona ma nieregularne godziny, często w weekendy pracuje), ale chciałbym przynajmniej jeszcze z rok się luźno pospotykać i poznać ją lepiej przed decyzją o zamieszkaniu razem a tym bardziej o założeniu rodziny. Wcześniej spotykałem się przygodnie z paroma Polkami i dziewczynami z innych krajów Europy Wchodniej, ale to były raczej weekendowe maks. miesięczne romanse. Z tą wydaje mi się, że jest inaczej i mógłbym zbudować coś głębszego. Boję się, że ją stracę, jeśli będę zbyt długo zwlekał, ale boję się też wkopać w niewiadomo co. 2,5 miesiąca to jednak zbyt krótko na cokolwiek poważniejszego. Tym bardziej, że miałem takie skrywane przed samym sobą nawet marzenie, że poznam fajną rodowitą Holenderkę i z taką się zwiążę (nie oszukujmy się, dla Polaka to jednak duży awans). Mam trochę mętlik w głowie. Chciałem się wygadać i poprosić o spojrzenie z boku na sytuację. #logikaniebieskichpaskow #zwiazki #emigracja #vejt #logikarozowychpaskow

Preferujesz tradycyjną paginację? Kliknij tutaj