Sfrustrowany student prawa: moje doświadczenia z wykładami

Prawnicy na uczelniach to wszędzie sztywniaki i mają duże ego? Studiuję zarządzanie zasobami ludzkimi na UŁ i jestem na 1 roku magisterki, mamy międzynarodowe prawo pracy z babką z prawa. W akademiku jeszcze mam sąsiada na 3 roku prawa. Na 1.5h wykładu przez pierwsze 40 minut mówiła na inne tematy, z 60 slajdów przerobiła 10. Babka nas ochrzania, że nie czytamy co się dzieje w Birmie. Mówiła, że studia to czas gdzie trzeba czytać na każdy temat bo to nam się przyda w życiu i przypomni gdy będziemy tego potrzebować np. na rozmowie o pracę. I tutaj też mój sąsiad losowo rzuca ciekawostkami z dupy, żeby zabłysnąć a nikt go o to nie prosi. Np. że w Japonii wódka żubrówka się najlepiej sprzedaje. Albo zaczął mi tłumaczyć, że jest coś takiego jak nazwijmy to " postojowe" w pracy i mimo, że nie pracuje się to za bycie w gotowości płacą dniówkę i jak mówiłem, żeby nie tłumaczył bo wiem o co chodzi i brat mojego kolegi ma takie coś w TVNie jako dźwiękowiec to przygasł bo nie udało mu się zabłysnąć. Pani mówiła, że jakich to karier ludzie nie robią po wydziale, mamy ogromne możliwości po UŁ- tu nie chciało mi się pytać ile % z tych studentów robi kariery a reszta jest cieciami w korpo czy urzędach. Mówi o tym, że magisterka jest ważna i fajna, pytała nas o tematy czy będziemy pisać z prawa pracy, jak jeszcze do nie było zapisów na seminaria xd. Dla nas to tylko zaliczenie bo w pracy nikt o to nie pyta. Mój sąsiad też mnie wypytywał o magisterke, ja mu mówię, że mam to w dupie byleby zaliczyć. ( Ja licencjat pisałem pod wpływem alkoholu xd) Zabroniła pokazywać komukolwiek prezentacje spoza wydziału bo ona to robi dla nas studentów i nie chce być pokazywana w internecie. Czyli obstawiam, że wszystko ma wzięte 1 do 1 z innych źródeł, ale ta przynajmniej ma prezentację bo na prawie cywilnym, handlowym to po prostu czytali artykuły cały wykład. #studbaza