Cześć wszystkim. Siedze sobie na wykopie od paru lat, czasem coś zalajkuję, ale raczej pozostawałem biernym słuchaczem. Byłem tu głównie dla śmiesznych obrazków i dla tagu z którym się utożsamiałem #przegryw z 5 lat temu. - jakiś 2019, nowe miasto, zero znajomych, kompleksy takie, że jak słyszałem czyjś śmiech to czułem zimny pot na plecach "bo to na pewno ze mnie się śmieją", zakola powoli dawały o sobie znać, na studiach ani jednego zaproszenia na imprezę czy wyjście. Taki typowy przegryw co spędza czas na graniu w gry, wypełnienie obowiązków bo przeżyć z jakiegoś powodu trzeba. Przez te 5-6 lat, robiłem wszystko co w mojej mocy żeby coś zmienić w swoim życiu prywatnym, zawodowym i osobistym. W sumie z czasem chyba to osiągnąłem, a przynajmniej tego byłem pewny... aż do zeszłego tygodnia gdzie zrozumiałem, że jednak jest coś o czym nie myślałem wcześniej. W życiu zawodowym znalazłem w końcu pierwszą pracę, 3200 na rękę. Przez wspominania ludzi ze studiów, aż rok zajęło mi zrozumienie, że ludzie, z którymi pracuję są przyjaźni i nie zwracają się do mnie tylko jak czegoś chcą. Z czasem ludzie zmieniali pracę, więc osób do których się przyzwyczaiłem ubywało, chociaż z niektórymi kontakt pozostał. Dostawałem jakieś podwyżki więc zostałem i czułem się jak król - spokojnie. W tak zwanym między czasie znalazłem drugą połówkę, która też w życiu łatwo nie miała. Brak zaufania do drugiego człowieka z dwóch stron, spowodował, że okres docierania się trwał wydawałoby się wieczność. Częste awantury, fochy i problemy, których i tak nie było mało. Jakoś tak wyszło, że udało się dojść do ładu oboje pracowaliśmy nad sobą i przez ostani rok kłótni nie było, no może z 2 sprzeczki. Czyli osiągnąłem coś o czym zawsze marzyłem, czyli związek, w którym czuje się bezpiecznie i spokojnie. A słowa, które kiedyś mi powiedziała, że w końcu czuje się szczęśliwa i to przy mnie, było najlepszym co osiągnąłem. W tym roku minęło mi 30 lat życia, gdzie wyprawiłem pierwszą domówkę w życiu zapraszając osoby, które śmiało mogę nazwać przyjaciółmi. Osiągnąłem wszystko czego chciałem. Ale... Od 2 miesięcy coś mnie bolało w lędźwiach, najpierw olewałem - nie raz bolało. Poboli poboli i przestanie. Myliłem się. Z czasem ból był tak silny, że spałem max 2 godziny w nocy. Po pierwszej takiej nocy poszedłem do lekarza, dostałem leki. Ból minął jak je brałem, gdy ostawiłem następna noc była taka sama jak przed ich braniem albo i gorsza. Znów lekarz -> skierowanie do ortopedy -> leki przeciwbólowe na opioidach (pomogły z bólem) i skierowanie na rezonans i w tym tygodniu jego opis. Guz na rdzeniu kręgowym 22mm. Konieczna operacja, która może mnie kosztować nogi, a jak będą przerzuty i pewnie z czasem i życie. Już nawet myślę, że kij ze mną, ale nie wiem jak to powiedzieć najbliższym.
Opublikowane
c128m9uxu844vs3w1dqz6zqm
Walka z chorobą: Jak stawić czoła trudnym momentom
Treść anonimowego wpisu
Oznaczone jako
+18
Klucz publiczny:
c128m9uxu844vs3w1dqz6zqm
Dodane: 15 marca 2025 - 17:37:28
Opublikowane
Autor był widziany2 miesiące temu
Anonimowe odpowiedzi

